tam mały, ledwie sześć stóp szeroki pas wybrzeża na jednej stronie rzeki, wysoko spiętrzony odpadkami z mnogich lat. Leżały tam martwe pszczoły, trutnie, wyschłe plastry, skrzydła ciem błąkających się po nocy, chrząszcze, które snadź przywabił tu urok miodu — wszystko razem, tworząc wysokie masy delikatnego czarnego pyłu. Sama ostra woń tych miejsc wystarczała, aby odstraszyć wszelkie twory, nie mające skrzydeł i nie wiedzące, czem jest Mały Lud.
Kaa poruszył się znowu ku górze rzeki, aż wylądował na piaszczystej ławicy przy końcu wąwozu.
„Oto resztki łupów z ostatniego sezonu“, zawołał. „Patrz!“
Na ławicy leżały resztki kilku młodych jeleni i bawołu. Mowgli mógł dostrzedz, że ani wilk ani szakal nie tknęły tych kości, z których mięso samo odgniło i gładko odpadło.
„Zwierzęta te przeszły poza granicę, nie wiedząc o niczem“, zamruczał Mowgli, „a Mały Lud pozabijał je. Uchodźmy, nim się obudzą!“.
„Nie obudzą się przed zmierzchem“, rzekł Kaa. „A teraz ci opowiem: Przed wieloma, wieloma porami deszczowemi przybył tu ścigany kozioł z południa, nie znający Dżungli, a stado za nim w pościgu. Rozszalały trwogą skoczył w te głębie z góry, a stado parło na oślep w jego ślady. Słońce stało wysoko na niebie, a mały lud wyroił się nader licznie i był wściekły. Wielu, zaiste, osobników ze stada skoczyło do fal Waingungi, lecz umarli, nim ich fala ogarnęła. Ci, co nie skoczyli, poumierali również — tam w górze — między skałami. Ale kozioł pozostał przy życiu“.
„Jakto?“.
„Bo przybył najpierw, dobywając ostatniego tchu dla uratowania życia, bo skoczył, nim Mały Lud spostrzedz zdołał, i był już we wodzie, nim się pszczoły w tłum skupiły do natarcia. Stado biegnące w jego tropy, uległo zupełnie wściekłości Małego Ludu, obudzonego spłoszonymi krokami kozła.
„Więc kozioł nie zginął?“ spytał znowu Mowgli, namyślając się głęboko.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/175
Ta strona została skorygowana.