Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/182

Ta strona została skorygowana.

wały się po konarach, a u spodu milcząca, zaciekła zgraja o grzbietach płonących w słońcu czerwono, zgraja, która cisnąc się i tłocząc biegła za nim w pościgach. Skoro przedostał się na ostatnie drzewo, stanął i natarł sobie czosnkiem starannie całe ciało, a dole zawyły z wściekłością: „Małpo o języku wilczym, zali sądzisz, iż zdołasz przytłumić swój wstrętny odór“, zawrzasły. „Ścigać cię będziemy aż do śmierci“.
„Bierz swój ogon“, krzyknął Mowgli, rzucając ogon w tył za siebie, na przebieżoną już drogę. Gromada, oczywiście, cofnęła się nieco, zwietrzywszy woń krwi. „A teraz ścigajcie mnie — aż do śmierci!“.
Zsunął się błyskawicznie po pniu na ziemię i, biorąc nogi za pas, pognał jak wicher ku Skałom Pszczół, nim jeszcze dole poznały, co uczynić zamierza.
Gromada zawyła przeraźliwie i puściła się za nim w pogoń — ciężkim, odmierzonym galopem, który w końcu każde stworzenie doprowadza do utraty sił. Mowgli wiedział, że bieg gromady dolów jest o wiele wolniejszy, niż wilków, inaczej bowiem nie byłby się odważył pędzić dwie mile przez otwartą równinę. One były pewne, że chłopak w końcu stanie się ich łupem, on był pewny, że może z nimi igrać bezpiecznie, jak długo zechce. Musiał je tylko, podniecone do wściekłości, trzymać na swoim tropie i nie dopuścić do przedwczesnego odwrotu. Biegł więc prosto przed siebie, zręcznie, lekko, elastycznie, za nim zaś, w odległości najwyżej pięciu metrów, galopował ów przodownik z odciętym ogonem, a za przodownikiem gromada — wściekła, oszalała, pieniąca się w bezsilnej zaciekłości — na przestrzeni półmilowej rozsypana. Bystrością ucha umiał się on utrzymać w należytej odległości, zachowując siły na ostatni pęd w wąwozie i skok ze Skał Pszczelich do rzeki.
Mały Lud był już od wczesnego zmroku pogrążony w głębokim śnie, gdyż była to pora późno rozkwitających kwiatów, ale skoro pierwsze kroki Mowgli’ego głucho zadudniały na porowatych, popękanych skałach, można było usłyszeć dźwięk, jakby cała ziemia zabrzęczała. Więc chłopiec