Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

najmniejszego jęku nie usłyszał. Dole usiłowały zawrócić, ale siła prądu porywała je dalej, a tłumy Małego Ludu spadały na ich uszy i głowy; wreszcie tłumy napastników usłyszały zdala hasło seeoneejskiej gromady rozlegające się coraz to głębiej i donośniej w gęstniejących ciemnościach nocy. I znowu dał Mowgli susa pod wodę, i znowu zanurzył się jeden dol w nurtach i wypłynął martwy, i znowu rozległy się wrzaski na tyłach, jakoby lepiej było wypłynąć na ląd; inne zaś dole wołały do przodowników, że chcą wracać do Dekanu, inne znowu groziły Mowgli’emu krwawą zemstą.
„Każdy z dolów idzie do boju z dwoma żołądkami i licznymi głosami“, rzekł Kaa. „Reszty niech dokonają twoi bracia tam w dole. Mały Lud zawraca z drogi i idzie spać. Ja także. Nie zwykłem pomagać wilkom“.
Wzdłuż wybrzeża biegał wilk o trzech nogach, ciskał się w górę i w dół, rozciągał się na boku, prężył grzbiet i wyrzucał łapami w powietrze, jak gdyby igrał ze szczeniętami. Był to Won-tolla, Odludek, który nie rzekłszy ani słowa, w oczach dolów straszliwe zataczał tany. One zaś, pobywszy długi czas we wodzie, płynęły z ogromnym wysiłkiem, skóra ich była przemoczona i ciężka, puszyste ogony, jak gąbki wodą nasycone, wlokły się ociężale; zwierzęta były tak zmęczone i zmordowane tak, że nie znajdując słów dla gniewu lub zachęty, wpatrywały się milcząco w parę lśniących oczu, poruszających się za niemi na brzegu.
„Nie dobre to polowanie“, rzekł w końcu jeden z płynących.
„Dobre polowanie!“ zawołał Mowgli, wynurzając się z nurtów tuż obok zwierzęcia, i pchnął mu nóż między łopatki z tak ogromną siłą, że zwierzę nie zdołało ukąsić go przed śmiercią.
„Jesteś tam, szczenię-ludzkie?“ krzyknął z ławicy Won-tolla.
„Spytaj zabitych, Odludku“, odpowiedział Mowgli. „Czyż nie zaniosła ich fala na brody? Jam to ponapychał błotem te psie paszczęki; jam igrał z nimi za dnia, jam odciął ogon ich dowódcy, ale i dla ciebie dość ich pozostało. Dokądże mam je zapędzić?“.