szone zwierzęta, jak to nieraz dla zabawy czynił podczas gromadnego polowania. Ale dotychczas nie mieszał się jeszcze nigdy do walk wiosennych. Obaj przeciwnicy, niezbici z tropu, popędzili dalej, cisnęli nim o ziemię, i nie tracąc ani słowa, zwarli się ze sobą w zaciekłej walce.
Mowgli zerwał się z ziemi prędzej, niż padł; w jego dłoni błysnął obnażony nóż a zęby zgrzytnęły dziko. W jednej chwili mógł zabić zuchwalców, którzy się zmagali wbrew jego woli, chociaż każdemu wilkowi wolno walczyć, jeśli walka toczy się według Prawa. Ściągnąwszy ramiona i drżąc na całem ciele skakał on dokoła walczących, aby wymierzyć im podwójny cios, skoro tylko pierwsza gorączka walki przeminie — ale czekając na tę chwilę, wnet uczuł, że siła go opuszcza, więc spuścił ostrze noża i wsunął go w pochwę.
„Zjadłem truciznę“, szepnął do siebie. Odkąd rozpędziłem Radę wilków Czerwonym Kwiatem, odkąd zabiłem Shera Khana, nikt z gromady pokonać mnie nie zdołał. A ci oto — to przecież najmizerniejsze wilki z całej gromady! Siły opuszczają mnie, umrzeć muszę. Och, Mowgli, dlaczego tych dwóch nie zabijesz?
Walka trwała tak długo, dopóki jeden z wilków nie uciekł. Wtedy Mowgli usiadł na podeptanej, pokrwawionej murawie i począł się przyglądać uważnie to swemu nożowi, to ramionom, to nogom, a owo uczucie niewytłómaczonego smutku pochłaniało go tak, jak pochłania rzeka pień drzewa, falą ku brzegom pędzony.
Ubił zwierzynę przed wieczorem, ale jadł mało, by zachować lekkość i zwinność do wiosennego biegu. Nikt z Dżungli nie jadł z nim — lud cały śpiewał i polował gdzieindziej. Była to cudna, biała noc. Wszystkie rośliny wyrosły od rana, zda się, o tyle, o ile wyrastają zwykle w przeciągu całego miesiąca. Gałąź, wczoraj jeszcze żółtem, uwiędłem liściem pokryta, wylewała całe strugi ciężkich soków, gdy ją Mowgli nadłamał. Mchy skręcały się ciepło i głęboko pod jego stopami, młoda trawa nie miała już ostrych brzegów, a w Dżungli wirowały jakieś
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/202
Ta strona została uwierzytelniona.