Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.
Ilustracja — nagi człowiek stoi na polanie, pod księżycem w pełni.

słodkie, zawrotne brzęczenia, ni to dźwięków pełna harfa dotknięta księżycem — tym księżycem „Nowej Mowy“, który powodzie światła rozlewa obficie po skałach i moczarach, wciska je między pnie a ljany i obsypuje blaskami miliony świeżych pędów i liści. Choć smutek był w sercu Mowgli’ego, wyrwała mu się jednak z podziwem przejętej duszy pieśń upojenia, gdy wypoczynał swój bieg — był to raczej lot, tak lot przez pochyłe wzgórza, co biegną środkiem Dżungli i ku Bagnom Północy łagodnem kłonią się zboczem, pęd, którego echa tłumił namokły, sprężysty grunt w tych miejscach. Człowiek, wzrosły wśród ludzi, byłby odbywał tę drogę z całą ostrożnością, chwiejąc się i potykając co chwila wśród zdradliwych wądołów, światłem księżyca oblanych, ale wyćwiczone i jak stal elastyczne muszkuły chłopca, unosiły go lekko, jak pióro. Jeśli zbutwiały pień lub ukryty kamień nawinął mu się pod nogi, nie zatrzy-