Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/211

Ta strona została skorygowana.

„Może to być“, rzekła Messua, krzątając się koło garnków i statków. „A przyczyną tego jest bieganie w nocy po moczarach. To musi być febra, która cię aż do szpiku kości przeniknęła“. Mowgli zaśmiał się lekko na samą myśl o tem, że cokolwiek w Dżungli mogłoby mu zaszkodzić. „Rozniecę ogień, a ty się napijesz ciepłego mleka. Lecz zrzuć z głowy te jaśminy, bo woń ich ciężka, a chata zbyt mała“.
Mowgli usiadł i ukrywszy twarz w dłonie, począł coś mruczeć do siebie. Opadło go jakieś dziwne uczucie, jakby rzeczywiście zjadł truciznę; uczuł dziwne osłabienie i zawrót głowy. Wielkimi haustami wypił gorące mleko, a Messua kładła mu od czasu do czasu dłonie na ramiona, nie będąc pewną, czy to naprawdę jej syn Nathoo, w zamierzchłej dobie utracony, czy też jakaś dziwna istota z Dżungli; w końcu z prawdziwą w sercu uciechą doszła do przekonania, że owa istota składa się z ciała i krwi, jak ona.
„Synu mój“, zawołała w końcu z oczyma pełnemi macierzyńskiej dumy, „czy ci kto powiedział, że jesteś piękniejszym niż inni ludzie!“
„Co?“ odpowiedział Mowgli, bo oczywiście nigdy czegoś podobnego nie słyszał. Messua uśmiechała się, pełna radości i cichego szczęścia. Wyraz jego twarzy dość jej powiedział.
„Więc ja jestem pierwsza? Tak być powinno, ale zdarza się w istocie bardzo rzadko, że matka pierwsza dziecku swemu o tem powie. Tak, jesteś bardzo piękny. Nie widziałam nigdy podobnie pięknego mężczyzny“.
Mowgli kręcił głową i oglądał swoje potężne ramiona i plecy, a Messua zanosiła się od śmiechu tak długo, że aż Mowgli, sam nie wiedząc dlaczego, razem z nią śmiać się zaczął, a dziecko biegało między nimi i śmiało się także.
„Nie, nie godzi się tobie śmiać z własnego brata“, rzekła w końcu Messua, przyciskając dziecię do piersi. „Jeśli będziesz choć do połowy tak pięknym, ożenimy cię z najmłodszą córką jakiego króla, i będziesz jeździł na dużych słoniach.