Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/5

Ta strona została skorygowana.

nurkować w tem skalistem jeziorku poniżej Pszczelich Skał, mały bracie?“
„Nie. Tej głupiej wody coraz więcej ubywa, a ja nie życzę sobie rozbić głowy“, rzekł Mowgli, który był zupełnie pewny, że wiedział przynajmniej tyle, co pięciu z ludu Dżungli razem wziętych.
„To twoja szkoda. Przez małą szparkę mogłoby wpłynąć trochę rozumu“. Sahi wciągnął szybko głowę, nie chcąc pozwolić, by go Mowgli wytargał za wąsy, a Mowgli doniósł Baloo’wi, co mu Sahi opowiedział. Baloo przybrał poważną minę i zamruczał nawpół do siebie: „Gdybym był teraz sam, zmieniłbym miejsce łowów, zanim inni rozpoczną o tem myśleć. Jednak — polowania pomiędzy obcymi kończą się bijatyką — a moje szczenię ludzkie mogłoby na tem ucierpieć. Musimy czekać — obaczymy, jak mohwa zakwitnie“.
Tej jednak wiosny drzewo mohwa, które Baloo tak miłował, nie zakwitło. Jego zielonawe, białe jak śmietanka, miękkie jak wosk kwiecie umarło od gorąca, zanim się zdołało rozwinąć — i tylko kilka niemile pachnących listków opadło, gdy Baloo stanąwszy na tylnych łapach wstrząsał drzewem. Od tego czasu pełzło nieumiarkowane gorąco krok za krokiem w głąb Dżungli, aż przedostało się do jej serca, paląc wszystko na żółto, brunatno, w końcu na czarno. Zielone rośliny wiszące po brzegach jarów wyschły od gorąca, łamały się jak druty, kurczyły się w obumarłe strąki; ukryte jeziorka sklęsły i powlekły się błotnistym kożuchem, zatrzymującym na swych brzegach najmniejszy ślad stopy, jak gdyby odlany z żelaza; soczysto-rdzenne liany odpadały od drzew, o które się owijały i zamierały u ich stóp, a mech odstawał w głębi Dżungli od skał, które stały się tak nagie i gorące, jak ów szafirowy odwał skalny połyskujący w łożysku rzecznem.
Ptaki i plemiona małp wywędrowały początkiem roku na północ, wiedząc, co ma nadejść; jelenie zaś i dziki zapędzały się głęboko, aż na nędzne ugory wiosek, mrąc czasem w oczach ludzi, zbyt wycieńczonych,