Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/51

Ta strona została skorygowana.

zdoła się sprawiać tak cicho jak wilk, kiedy nie chce być słyszanym; a i Mowgli, chociaż zdaniem wilków miał niezgrabne ruchy, mógł się przecież skradać jak cień. Tak to oni opasali ciasnem kołem starca, jak tłumy delfinów okręt pełnymi pędzący żaglami; rozmawiali jednak przy tem wszystkiem swobodnie, gdyż mowa ich rozpoczyna się jeszcze pod najniższym tonem skali, przystosowanej do niewprawnego ucha ludzkiego.
Przeciwną granicę tej skali tworzy wysoki świst nietoperza Manga, którego już ludzie nie zdolni są usłyszeć. A od tej to dopiero nuty rozpoczyna się gama dźwięków wydawanych przez ptactwo, nietoperze i owady.
„To lepsza zabawa niż polowanie“, odezwał się Szary Brat, gdy Buldeo schylał się ku ziemi, szukał i sapał. „Wygląda mi on na dziką świnię, co się zbłąkała na brzegach puszczy. Co on tam mówi?“ Buldeo mruczał coś pełen gniewu.
Mowgli tłómaczył. „On mówi, że całe gromady wilków musiały tańczyć koło mnie. Mówi, że takiego tropu jeszcze nigdy w życiu nie widział. Mówi, że się umęczył“.
„Wypocznie on jeszcze, zanim na ślady natrafi“, rzekła zimno Bagheera, przewijając się śmigłem ciałem dokoła drzewa, gdyż ten cały pościg przypominał rzeczywiście zabawę w ślepą babkę. „Co teraz robi ten chudy stwór?“
„Je, albo wypuszcza dym ustami. Ludzie lubią się bawić ustami“, odparł Mowgli; i nasi spokojni czatownicy ujrzeli, jak starzec nabijał tytoniem fajeczkę, zapalał ją i pykał z niej sobie, zapamiętali przeto dokładnie zapach tytoniu, by później poznać Bulde’a nawet wśród najciemniejszej nocy, gdyby zaszła potrzeba tego.
Mała gromada węglarzy przechodziła właśnie drogą i zatrzymała się oczywiście, by pogawędzić z Bulde’ą, który słynął jako najzręczniejszy myśliwy przynajmniej na dwadzieścia mil wokoło. Posiadali więc sobie na ziemi, zapalili fajki, a Bagheera i wilki zbliżyły się i czatowały pilnie;