i mury domów, a trzech jego synów szalało wściekle poza nim, jak to niegdyś szaleli, upajając się zniszczeniem pól w Bhurtpore.
„Dżungla pochłonie te ruiny“, odezwał się jakiś spokojny głos wśród powszechnego zgiełku i wycia. „Jeszcze ten wał rozwalić nam trzeba!“ i Mowgli, z którego nagich ramion i pleców lała się strugami woda deszczowa, zeskoczył z nadwalonej ściany jakiejś chałupy i padł na ziemię, jak pada bawół ze zmęczenia.
„Na wszystko czas“, mruknął Hathi, sapiąc głośno... „Och, kły moje spłynęły krwią na polach w Bhurtpore! W ten mur, dzieci! Głową weń! Razem! Uuf!“
I we czwórkę poczęli przeć straszliwie i miotać szalone razy! Mur giął się, trzeszczał, pękał i walił, a wieśniacy, niemi z przerażenia, widzieli z daleka w szczerbach muru potworne łby niszczycieli. I poczęli umykać z szalonym pospiechem przez dolinę, biedni, bladzi, wynędzniali i bezdomni, aż ich wioska zniszczona doszczętnie, rozdeptana, rozwalona i rozkruszona znikła im z przed oczu.
A za miesiąc wzniósł się na tem miejscu miękki, falisty pagórek, a młoda trawa zarastała go dokoła; i nim jeszcze deszcze minęły, już władła bezkreśnie straszliwa Dżungla na ugorach, które przed pół rokiem człowieka krajały pługi.