ponad poziomem wody. Po lewej stronie, prawie tuż pod kolejowym mostem rozłożyła się wieś zbudowana z gliny, cegieł, słomy i drzewa, której główna ulica, pełna teraz bydła, powracającego z pastwiska do obory, zbiegała aż do rzeki i kończyła się pewnego rodzaju murowaną tamą, którędy lud dla kąpieli do brodu schodził noga za nogą.
Szybko zapadała noc na leżące w dolinach pola ryżu, soczewicy i bawełny, które corocznie obficie nawadniała rzeka; na gęste zarośla trzcin co zarastały zakręty rzeki i dzikie gąszcza pastwisk za szuwarami i trzciną. Papugi i wrony nakrzyczawszy się i nagwarzywszy po uszy przy wieczornym poju, ruszyły w głąb lądu na spoczynek i spotkały w drodze gromady latających lisów; a ptactwo wodne leciało ze świstem i sykiem chowając się do szuwarów rzecznych. Były tam gęsi o niezgrabnych głowach i czarnych grzbietach, dzikie kurki, cyranki, kaczory, siewki i krzywonosy — gdzieniegdzie pojawiał się flaming.
Ociężały Żóraw-adjutant wlókł się w tylnej straży i podlatywał tak, jak gdyby każdy ruch jego skrzydeł miał już być ostatnim.
„Uszanujcie sędziwość! Brahmini z nad Rzeki — uszanujcie sędziwość!“
Adjutant na pół odwrócił głowę, zerkając z ukosa w kierunku, skąd głos wychodził, aż zleciał powoli na piaszczystą ławicę pod mostem. Teraz dopiero można było obaczyć, co to była za komiczna figura. Z tyłu wyglądał niezmiernie czcigodnie i poważnie, gdyż był bez mała sześć stóp wysoki i podobny dziwnym trafem do starego, łysego księdza. Ale z przodu było inaczej, bo na śmiesznej głowie nie było ani jednego włoska, a u nasady szyi zwieszało się wstrętne workowate podgardle — schowek na wszystko, co tylko zdołał ukraść swoim haczykowatym dziobem. Nogi miał długie, cienkie i pomarszczone, ale poruszał niemi z wyszukaną gracyą i spoglądał na nie z dumą, muskając jednocześnie dziobem popielate pióra ogona, wreszcie rzucił okiem tu i tam i wyprężył się w nieruchomej postawie.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli.djvu/81
Ta strona została skorygowana.