Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/101

Ta strona została skorygowana.

wierzchni wody jakąś drobną, ledwie że uchwytną falę. — Życie nam wszystkim dziś stało się ciężkie! Nie wątpię, że nawet nasz dostojny władca, chluba Ghatu i przedmiot zazdrości całej rzeki...
— Kłamca, pochlebca i szakal z jednego wykluli się jaja! — zauważył adiutant, nie zwracając się zresztą do nikogo bezpośrednio, gdyż podobno w razie potrzeby sam umiał łgać jak najęty.
— Tak! przedmiot zazdrości całej rzeki! — powtórzył szakal głosem donośniejszym. — Nawet on, jak mniemam, jest tego zdania, że od czasu zbudowania mostu coraz trudniej o dobrą strawę. Z drugiej strony przyznać muszę (choć nie zamierzam bynajmniej powiedzieć mu tego w oczy), że zacny nasz pan jest tak mądry i tyloma obdarzony zaletami, iż ja (niestety!) nawet równać się z nim nie mogę...
— Jakiż czarny musi być szakal, który o sobie mówi, że jest szary! — burknął adiutant, nie mogąc odgadnąć, do czego to wszystko zmierza.
— Jemu nigdy nie zabraknie żywności, wobec czego...
W tejże chwili rozległ się cichy chrzęst, jak gdyby łódź jakaś otarła się o mieliznę. Szakal wykonał żwawo w tył zwrot i stanął frontem (jako w pozycji najbezpieczniejszej) do istoty, o której mówił przed chwilą.
Tuż obok ukazał się olbrzymi, na dwadzieścia stóp długi krokodyl, okryty pancerzem, przypominającym blachę kotła parowego, potrójnie żłobkowaną i nitowaną, nabitą suto ćwiekami. Groźnie ponad wodą błysnęły żółte ostrza jego górnych zębów, zwisające ponad pięknie kanelowaną szczęką dolną. Był to nie kto inny, lecz sam płaskonosy Mugger z Mugger-Ghatu, starszy od najstarszych mieszkańców wioski — dawca jej starodawnego imienia — zły duch mielizny i od wielu lat (znacznie przed pobudowaniem