nym do kłody drzewnej, przypławionej falą na mieliznę. Stare krokodylisko zadało sobie nawet ten trud, by ułożyć się dokładnie pod tym kątem, jaki by z kierunkiem rzecznego prądu utworzyła kłoda, przyholowana tu drogą naturalną — oczywiście, z uwzględnieniem warunków czasu i miejsca. Wszystko to czynił tym razem — ot — z nawyku, boć wylądował jedynie z chęci zażycia miłego wywczasu; z drugiej jednak strony należy mieć na uwadze, że krokodyl nigdy nie bywa syty, więc gdyby szakal dał się zwieść pozorom, na pewno zbrakło by mu czasu do filozoficznych roztrząsań na ten temat.
— Nie słyszałem nic, moje dziecię! — odezwał się Mugger, przymykając jedno ślepie. — Miałem wodę w uszach, a dotkliwy głód pozbawiał mnie przytomności. Od czasu, gdy wybudowano most kolejowy, moi wieśniacy ostygli w miłości ku mnie... aż mi się serce kraje z żalu.
— Kraje się z żalu... to wielkie, to szlachetne serce! — zajęczał szakal. — Ach, jakiej dożyliśmy hańby! Ale wydaje mi się, że wszyscy ludzie są tacy...!
— Bynajmniej! — odparł Mugger głosem łagodnym. — Są zaiste pomiędzy nimi znaczne różnice. Niektórzy są chudzi, jak szczapy, inni zaś tłuści, jak młode szak... chciałem powiedzieć, młode psiaki. Nie chciałbym bez powodu uchybiać ludziom. Trafiają się między nimi (to prawda) typy najrozmaitsze, jednakże długoletnie doświadczenie pouczyło mnie, że biorąc wszystko pod uwagę, są to na ogół z kościami poczciwe istoty. Nie dopatrzyłem się żadnych rzeczy zdrożnych ani u mężczyzn, ani u kobiet, ani u dzieci, a pamiętaj, moje dziecię, że kto gani innych, tego inni też ganią.
— Pochlebstwo to rzecz gorsza od pustej puszki blaszanej, połkniętej niebacznie! Atoli to, co usłyszeliśmy
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/103
Ta strona została skorygowana.