Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/104

Ta strona została skorygowana.

przed chwilą, było głosem prawdziwej mądrości — zawyrokował adiutant, opuszczając nogę, dotąd podniesioną.
— Ale pomyśleć, jaką czarną niewdzięczność okazują ludzie temu oto dostojnikowi...! — zaczął szakal czułym głosem.
— Nie, nie, nie jest to niewdzięczność! — sprzeciwił się Mugger. — Ot, po prostu nie chce im się zastanawiać nad cudzym losem. Natomiast ja, gdym leżał na mym czatowisku koło brodu, zwróciłem na to uwagę, że schody nowego mostu są nader strome i uciążliwe zarówno dla ludzi starych, jak i dla małych dzieci. Jeżeli mam być szczery, to nie tyle żal mi starych, ile współczuję — prawdziwie współczuję — małym tłuściutkim dziateczkom. Mam jednakże nadzieję, że niezadługo, gdy most utraci powaby nowości, obaczymy znowu, jak dawniej, brunatne nogi mego ludu, śmiało przechodzące w bród przez rzekę... a wówczas stary Mugger powróci do dawnej czci...
— Ano! ano! — zaskrzeczał adiutant, coś sobie przypominając. — Toż gotów jestem oddać głowę, żem dziś w południe widział równianki z kwiatów kaczeńca, pływające u naroża ghatu. Kwiaty kaczeńca — jak wiadomo — są w całych Indiach uważane za oznakę hołdu.
— E, to omyłka,.. omyłka! Te kwiaty chciała mi przysłać żona miejscowego cukiernika. Biedaczka z roku na rok widzi coraz gorzej i nie potrafi odróżnić mnie, Muggera z Mugger-Ghatu, od pierwszego lepszego drąga! Spostrzegłem od razu jej omyłkę, bom właśnie leżał pod samym ghatem, gdy ona rzucała wianki, a gdyby postąpiła choć krokiem naprzód, może bym jej zdołał unaocznić całą różnicę. Bądź co bądź, kobiecina miała zamiary poczciwe, a winniśmy zawsze zważać na intencję ofiary.
— Co tam przyjdzie z równianek kaczeńca temu, kto znajdzie się na śmietniku! — mruknął szakal, wyłapując