Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/118

Ta strona została skorygowana.

zu, skąd spłynął nań ten zaszczyt, iż zaliczono go do grona rodziny Muggerów. Gdyby tu byli sam na sam, pewno by się tym nie przejął, ale w oczach adiutanta dostrzegł błysk radości z powodu złośliwego żartu.
— Juści, ojczulku, powinienem był to wiedzieć! — odparł szakal.
Mugger nie rości sobie do tego pretensji, by go zwano ojcem szakala, toteż Mugger z Mugger-Ghatu dał wyraz swoim poglądom w tej sprawie — ubarwiając ten wywód wieloma przydatkami, których nie chcę tu powtarzać.
— Przecież sam Obrońca Uciśnionych przyznał się do pokrewieństwa. Skądże mogłem wiedzieć, jaki jest stopień tego pokrewieństwa? — bronił się szakal. — Co więcej, żywimy się przecie tą samą strawą. Słyszałem to wszak z jego własnych ust.
To tłumaczenie się znacznie pogorszyło całą sprawę, albowiem słowa szakala zawierały przytyk do tego, że w czasie pochodu po lądzie Mugger niewątpliwie żywił się świeżym mięsem — i to co dzień świeżym — zamiast, jak to zwykł w miarę możności czynić każdy szanujący się Mugger i większość dzikich zwierząt, przechowywać je tak długo, póki należycie nie skruszeje i nie stanie się łatwiejszym do przełknięcia. Jednym z najgorszych przezwisk i urągowisk, jakie można posłyszeć nad brzegami rzeki, jest: „zjadacz świeżego mięsa“. Jest to obelga niemal równa tej, jakiej doznałby człowiek, przezwany „ludożercą“.
— To jadło uległo spożyciu już trzydzieści lat temu! — odezwał się spokojnie adiutant. — Jeżeli weźmiemy pod uwagę jeszcze drugie lat trzydzieści, to zeń nie pozostanie ani śladu. A teraz opowiedz nam, co się stało, gdy dotarłeś do szczęśliwych wód po tak dziwnych przygodach. Mó-