piły stęchłą wodę i sterczały ponad nią, zbyt osłabione, by odejść w inne miejsce.
Jelenie i dziki dreptały bezradnie przez dzień cały, szukając pożywienia, które by było strawniejsze, niż zeschła kora i zeschłe liście. Bawołom zbrakło bajor, w których dawniej się chłodziły, nie miały też, gdzie spasać zielonych zasiewów. Węże wypełzły z gąszczy leśnej i wlekły się ku rzece, łudząc się nadzieją, że uda się im pochwycić choćby zbłąkaną żabę; okręcały się dokoła wilgotnych kamieni i leżały w bezruchu, nie gotując się do ciosu nawet wtedy, gdy poszukujący korzonków odyniec wyforował je bezceremonialnie z miejsca swym ryjem. Żółwie rzeczne dawno już wymordowała mistrzyni łowów, pantera Bagheera, a ryby pochowały się głęboko w spękanym mule. Wśród płytkich odmiałów widniała jedynie Skała Pokoju, podobna do długiego węża, a drobne, ociężałe wodne rozbryzgi syczały za każdym muśnięciem jej rozpalonych boków.
Tam to przybywał nocą Mowgli, szukając towarzystwa i ochłody. Nawet najbardziej wygłodniali jego nieprzyjaciele nie zwróciliby nań w taką chwilę najmniejszej uwagi: nieowłosiona skóra sprawiała, że wyglądał nędzniej i mizerniej od wszystkich towarzyszów niedoli. Włos mu wyblakł od słońca, jak lniane paczesie, żebra uwydatniały się silnie, jak pręty koszyka, a zgrubienia na kolanach i łokciach, powstałe wskutek czołgania się na czworakach, nadawały jego kończynom wygląd kłączastych badyli; — jedynie oczy spod zwichrzonej czupryny spoglądały chłodno i spokojnie, gdyż pantera Bagheera, jego przyboczny doradca w onych ciężkich chwilach, zaleciła mu, by poruszał się spokojnie, polował bez pośpiechu, przede wszystkim zaś nie unosił się gniewem, choćby niewiedzieć z jak słusznego powodu.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/12
Ta strona została skorygowana.