napił się wody, rzucił im pozdrowienie „szczęśliwych łowów!“ — i oddalił się.
— Ps-s-t! — syknął Kaa, jak gdyby nagle coś sobie przypomniał. — A więc masz w dżungli wszystko, czego dusza zapragnie, Mały Bracie?
— O, nie! — zaśmiał się Mowgli. — Ot, dobrze by było, gdybym co miesiąc mógł zapolować na nowego, równie potężnego Shere Khana... i to własnoręcznie, bez odwoływania się do pomocy bawołów! Pragnąłbym też, by słońce świeciło w porze deszczowej, a deszcze przysłoniły słońce w czasie skwarów letnich. Cieszyłbym się też, gdybym nigdy nie wracał z próżnymi rękami, skoro mam ochotę upolować kozła; nie zadawala mnie też kozioł, gdy radbym upolować jelenia, a nie wystarcza mi i jeleń, gdy celem mych łowów jest nilghai. Ale zdaje mi się, że pomiędzy nami nie ma nikogo, kto by nie doznawał uczuć podobnych.
— Czyż doprawdy nie życzysz sobie nic więcej? — jął dopytywać się wąż-olbrzym.
— Czegóż bym mógł sobie jeszcze życzyć? Wszak mam dżunglę i łaskę dżungli! Czyż można marzyć o czymś więcej pomiędzy wschodem i zachodem słońca?
— Ale... ale... kobra mi mówił... — zaczął Kaa.
— Jaki znów kobra? Ten, który odszedł przed chwilą, nie mówił nic... Zajęty był polowaniem.
— Nie, innego kobrę mam na myśli.
— Czy często się wdajesz z jadowitym plemieniem? — spytał Mowgli. — Ja ustępuję im z drogi. Kobry w kłach swoich noszą śmierć, a to rzecz wcale nieprzyjemna... zwłaszcza, że one są tak małe i dostrzec je trudno. Ale jakiż to zakapturzony gad z tobą rozmawiał?
Kaa obrócił się zwolna w wodzie, jak parowiec na morzu, i rzekł:
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/135
Ta strona została skorygowana.