Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/136

Ta strona została skorygowana.

— Przed trzema, czy też czterema miesiącami polowałem na obszarze pamiętnych ponoć dla ciebie Chłodnych Legowisk. Zwierzyna, którą ścigałem, uciekła z wrzaskiem na cysterny, chroniąc się do domu, który kiedyś rozwaliłem gwoli tobie, i tam zapadła pod ziemię.
— Ależ mieszkańcy Chłodnych Legowisk nie żyją w norach! — przerwał Mowgli, który wiedział, iż Kaa mówi o małpach.
— Ta istota nie żyła tam, ale... jej właśnie chodziło o życie — odparł Kaa, a język drgał mu jakoś dziwnie. — Wpadła w norę, ciągnącą się bardzo daleko. Poszedłem w ślad za zbiegiem i niebawem miałem już w gębie zdobycz. Przespawszy się po tych łowach, jąłem posuwać się naprzód.
— Pod ziemią?
— Nie inaczej. W końcu zetknąłem się z jakimś Białym Kapturem (białym kobrą), który zaczął opowiadać o różnych, nieznanych mi wpierw, dziwach i pokazał wiele rzeczy, jakich nigdy przedtem nie miałem sposobności oglądać.
— Czy nową zwierzynę? Byłyż to pomyślne łowy? — spytał Mowgli, odwracając się szybko na bok.
— Nie była to zwierzyna... o nie! Połamałbym sobie na tym wszystkie zębiska!... Atoli Biały Kaptur opowiadał mi (a mówił tak, jak gdyby naprawdę znał się na sprawach ludzkich), że ludzie nie wahają się dać życia, byle tylko mogli zobaczyć te dziwy.
— Chodźmy więc je zobaczyć — rzekł Mowgli. — Pamiętam, że i ja kiedyś byłem człowiekiem.
— Wolnego! wolnego! Wszak nic innego, tylko pośpiech zgubił Żółtego Węża, co pożerał słońce... Ale do rzeczy... Otóż wiedliśmy wówczas pod ziemią dłuższą roz-