nabijane turkusami. i karbunkułami haudy[1] z dłutowatego srebra, brzeżone płytkami kowanego złota. Były tam palankiny i lektyki do przenoszenia monarchiń, oprawione w srebro i wykładane emalią, o drążkach z rękojeściami agatowymi i bursztynowych frędzlach. Były i złote świeczniki, obwieszone dziurkowanymi szmaragdami, które migotały na każdym z ramion.Były srebrne płaskorzeźby, na pięć stóp wysokie, przedstawiające nieznanych jakichś bożków, z drogimi kamieniami zamiast oczu. Były wyzłacane kolczugi, naszywane po bokach paciorkami spróchniałych już i sczerniałych ziarnek roślinnych. Były szyszaki grzebieniaste, okolone wianuszkami krwistych rubinów; były tarcze z laki, szyldkretu i skóry nosorożca, okute listwami i guzami z czerwonego złota i zdobne szmaragdami po krawędzi; były wetknięte w pochwę miecze o brylantowych rękojeściach, sztylety i noże myśliwskie; były złote misy ofiarne, świątalne warząchwie i przenośne ołtarzyki o niewidzianych nigdy kształtach; były agatowe czarki i bransolety; były kadzielnice, grzebienie, słoiki z wonnościami, henną i proszkiem do czernienia rzęs, suto ozdobione złotem; pierścionków i kolczyków, naramiennic, czepców kosztownych i przepasek było wprost bez liku; były też trzy, na siedem palców szerokie, sznury szlifowanych diamentów i rubinów, oraz drewniane skrzynie, trzykrotnie okute żelazem, w których drewno zetlało już na proch, odsłaniając znajdujące się we wnętrzu stosy nieszlifowanych szafirów, opali, kocich oczu[2], diamentów, szmaragdów i granatów.
Biały Kobra mówił prawdę. Żadnymi pieniędzmi nie dało by się opłacić ani cząstki tego skarbu, co tu się nagromadził od wieków, jako plon wielu handlów, podatków,