Wprawdzie nie czuł się nieswojo w jaskrawym świetle słonecznym, jednakże, idąc za nawyczkami swych przyjaciół, starał się jak najmniej w nim przebywać. Zasnął niebawem, rojąc przez sen, iż zabawia się rzucaniem przepięknych kamyczków. Gdy się obudził, już wśród gałęzi rozlegały się donośne głosy wszelkiego stworzenia, a ziemię znów zalegał szary zmierzch wieczorny.
— E, nie zawadzi chyba, że sobie zerknę jeszcze raz na tę zabawkę — rzekł sam do siebie i ześliznął się po drabince pnączy na ziemię. W tejże chwili jednak posłyszał przed sobą w ciemności jakieś prychanie. Rozpoznał Bagheerę.
— Gdzie się podział ten kolczasty przedmiot? Nie widzę go! — zawołał Mowgli.
— Zabrał go jakiś człowiek. Oto ślad tego człowieka.
— No, w takim razie przekonamy się, czy Thuu powiedział prawdę. Jeżeli to żądło istotnie grozi śmiercią, to człowiek ten umrze niebawem. Chodźmy za nim.
— Zapolujmy sobie wpierw — doradziła Bagheera. — Pustka w żołądku źle wpływa na bystrość wzroku. Ludzie chodzą zazwyczaj krokiem powolnym, a dżungla jest okryta rosą, która nam ułatwi znalezienie choćby najlżejszego śladu.
Z łowami uwinęli się prędko, niemniej prawie trzy godziny zbiegły, nim uporawszy się z jedzeniem i piciem, mogli na koniec puścić się tropem człowieka. Mieszkańcy kniei wiedzą dobrze, że żadne okoliczności nie upoważniają do tego, by śpieszyć się z posiłkiem.
— Czy sądzisz, że ten szpikulec odwróci się w dłoni owego człowieka i zabije go? — zapytał Mowgli. — Thuu opowiadał, że w tym kolcu siedzi śmierć.
— Dowiemy się o tym, gdy go wykryjemy — odrzekła Bagheera, biegnąc z głową przy ziemi. — Widzę, że tu idzie
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/150
Ta strona została skorygowana.