— Cóż on może mi zrobić? — zapytał Mowgli, zapominając na chwilę o wszelkich środkach ostrożności, mimo, że miał do czynienia z jednym z najbardziej oklepanych żartów, spotykanych w dżungli.
— Nabije ci guza! — odpowiedziała spokojnie Bagheera, strącając go powtórnie w wodę.
— Nie powinieneś stroić żartów ze swego nauczyciela! — odezwał się niedźwiedź, gdy Mowgli dał nurka po raz trzeci.
— Nie powinien! — ozwał się naraz głos jakiś groźny. — I cóż!? Ten nagus hasa sobie, gdzie mu się podoba, płata małpie psoty tym, którzy niegdyś byli tęgimi myśliwcami, i pozwala sobie dla płochej zabawy targać najlepszych z nas za wąsy!
Był to Shere Khan, Tygrys Kuternoga, który właśnie ociężałym krokiem przywlókł się ponad rzekę. Przystanął na chwilę, by napawać się wrażeniem, sprawionym pomiędzy stadem jeleni na przeciwnym brzegu, potem zaś spuścił kanciasty, nastroszony łeb i zaczął żłopać wodę, mrucząc przy tym:
— Dżungla zamieniła się w wylęgarnię nieowłosionych szczeniąt... Spójrz-no na mnie, Ludzki Szczeniaku!
Mowgli spojrzał — a raczej wytrzeszczył oczy z całą zuchwałością, na jaką stać go było. Po niedługiej chwili Shere Khan odwrócił się z niechęcią.
— Ludzkie Szczenię tu, Ludzkie Szczenię tam! — zrzędził pod nosem, zabierając się znów do picia. — Ani to człowiek, ani szczenię... nie boi się wcale! Jeżeli tak pójdzie dalej, to za parę miesięcy będę musiał prosić tego berbecia, żeby pozwolił mi się napić. Aurgh!
— Może dojść i do tego! — potwierdziła Bagheera, patrząc nań uporczywie spod oka. — Tak, może dojść do
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/17
Ta strona została skorygowana.