Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/172

Ta strona została skorygowana.

chem, opowiadać sobie wieczorami dziwne baśnie o wróżkach i upiorach, objadać się, póki starczy miejsca w żołądku, a w czasie długich, kagankiem rozjaśnionych nocy przysłuchiwać się monotonnej, wiekuiście jednakowej piosence „Amma aya, aya amma, ah, ah!“, nuconej przez kobiety, naprawiające odzież oraz przybór myśliwski.
Ale podczas jednej okropnej zimy wszystko ich zawiodło. Obywatele Tununirmiut powrócili z dorocznego połowu łososi i pobudowali się na świeżym lodzie na północ od Wyspy Bellota, gotowi iść w pościg za fokami, gdy morze zacznie zamarzać. Atoli jesień była wczesna i sroga. Przez cały wrzesień szalały ustawiczne nawałnice, tak silne, że podważyły świeży lód, gruby ledwie na cztery do pięciu stóp, i wypchnęły go w głąb lądu, piętrząc olbrzymią — na dwadzieścia mil szeroką — zaporę poszarpanej, bryłowatej kry, najeżonej ostrymi iglicami, po której nie podobna było ciągnąć sanek. Krawędź lodów, gdzie foki zwykły były żerować w zimie, znajdowała się może o dwadzieścia mil poza tą zaporą. Mieszkańcy Tununirmiutu nie potrafili tam dotrzeć — jednakże i tak udało się im jakoś przeżyć tę zimę dzięki zapasom mrożonych łososi i stężałego tranu, oraz zastawianym sidłom, gdyby nie to, że w grudniu jeden z ich drużyny łowieckiej napotkał tupik, czyli namiot ze skór zwierzęcych, a w nim ledwie żywe trzy kobiety i jedną dziewczynę kędyś z dalekkiej północy. Były same i bezradne; mężczyźni z ich plemienia wyjechali w skórzanych kajakach polować na długozębnego narwala i poginęli, rozbiwszy się o lody. Inuit nigdy nie odmawia kęsa strawy przybyszowi — boć nie wie, czy sam nie będzie zmuszony o nią żebrać. Przeto Kadlu, rad nie rad, porozdzielał kobiety pomiędzy chaty zimowego osiedla. Amoraq przygarnęła do swego domu dziewczynę, mogącą liczyć około lat czternastu, i uczy-