Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/177

Ta strona została skorygowana.

Kotuko niczym się tak nie martwił, jak utratą swego psa. Głód był dlań mniejszym zmartwieniem, bo choć Inuici są skłonni do obżarstwa, jednakże umieją też i głodować. Ale głodówka wespół z mrozem, ciemnością i grożącym niebezpieczeństwem odbiły się w końcu na jego siłach — iż począł słyszeć dziwne jakieś głosy, odzywające się jakby pod czaszką, i dostrzegał kącikiem oka jakieś dziwne, nieistniejące ludzkie postaci. W pewną noc, po dziesięciogodzinnym czatowaniu koło „ślepej“ przerębli, zdjął z nóg worek skórzany i z próżnymi rękami wracał do osady. Ledwie się trzymał na nogach i w głowie mu się kręciło ze zmęczenia — toteż przystanął na chwilę, by oprzeć się plecyma o wielki głaz, lekko osadzony — niby ramię wagi — na samotnie sterczącej iglicy lodowej. Ciężar chłopca wytrącił rzecz całą z równowagi; głaz runął ze swej podpory i począł z jękiem i zgrzytem staczać się po śliskiej, lodowej spadziźnie, tuż poza plecami chłopca, który ledwo miał czas uskoczyć w bok i uniknąć śmierci.
Przygoda ta wydała się Kotukowi dostateczną wskazówką. Wychowano go w wierze, że każda skała i głaz ma w swym wnętrzu żyjącą istotę czyli inua. Jest to najczęściej jednooka stwora rodzaju żeńskiego, zwana tornaq. Otóż, ilekroć taka tornaq chciała przyjść z pomocą człowiekowi, toczyła się za nim razem ze swym kamiennym domkiem, dopytując się, czy nie zechciałby jej obrać za swą opiekunkę. W czasie letnich roztopów nieraz się zdarza, że wsparte dotąd na krach lodowych głazy i skały toczą się lub wędrują po powierzchni lądu — stąd to, jak łatwo wnosić, urosły podania o żywych kamieniach.
Kotukowi szumiała — przez dzień cały zresztą — krew w uszach, on jednak wyobraził sobie, że to przemawia