zatoki Melville’a prawdziwe góry lodowe. Nadjeżdżały one z wielką okazałością, w okwieciu białej piany, podobne staroświeckim statkom o rozwiniętych wszystkich żaglach. Były pomiędzy nimi olbrzymie i masywne turnice — rzekłbyś, że gotowe ruszyć z posad wszelki ląd napotkany; ale gdy już docierały do lodowego obszaru, osiadały przed nim bezradnie, kręciły się w kółko i pławiły się w brudnych mydlinach piany, wśród miału rozbryzgiwanych sopli. Natomiast inne — mniej pokaźne — wrzynały się w zrąb macierzystego lodu i rozmiatając na oba boki całe tony pryskających okruchów, ryły w nim szlak, mający nieraz milę długości. Niektóre uderzały niby tasaki, wyrębując w lodzie kanały o poszarpanych brzegach, inne zasię rozpryskiwały się w istną ulewę odłamków, ważących po kilka ton każdy z osobna, a przewalających się i wirujących kłębem wśród lodowych wzniesień. Inne znowu, osiadłszy na mieliznach, wynurzały się całkowicie z wody, wiły się jakoby w bólu i waliły się całym ciężarem na bok, wystawiając grzbiet swój na chłostę wodnej przelewy. To gromadzenie się lodowych zatorów, to ich miażdżenie się wzajemne, ich wiązanie się, piętrzenie i wyginanie w najrozmaitsze postaci widoczne było, jak okiem sięgnąć, na całej północnej rubieży lodowiska. Z miejsca, gdzie znajdował się Kotuko z dziewczyną, cały ten zamęt wydawał się — ot nieznaczną falą, pełznącą niemrawo gdzieś na widnokręgu. Fala ta jednak zbliżała się ku nim coraz bardziej z każdą chwilą — a hen daleko w stropie lądu słyszeli głuche dudnienie, przypominające huk dział pośród mgły. Świadczyło to, że lodowa masa została wtłoczona pomiędzy niepożyte rafy Wyspy Bylota, znajdującej się gdzieś poza nimi, na południu.
— Czegoś takiego jeszczem nigdy nie widywał! — bąknął Kotuko, wytrzeszczając oczy głupawo. — Toż jesz-
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/187
Ta strona została skorygowana.