groziło niebezpieczeństwo, że któraś z tafli lodowych, wypchnięta większym ciężarem, może przerzucić się przez brzeg i zrównać jakby strychulcem wierzchołek wysepki — ale Kotuko i dziewczyna nie martwili się tym wcale. Zbudowali sobie chałupkę ze śniegu i zabrali się do jedzenia, słuchając jak lód tłucze o brzeg i ześlizguje się z jego powierzchni. Dziwna zjawa znikła kędyś — więc Kotuko, kucnąwszy koło kaganka, jął opowiadać o władzy, jaką miał nad duchami. Bajał i bajał — i zapalał się coraz bardziej, plotąc zgoła niestworzone historie. Nie dobrnął jednakże do ich końca, gdyż dziewczyna nagle poczęła śmiać się do rozpuku, kołysząc się przy tym gwałtownie to w tył, to naprzód.
Spoza jej ramienia wysunęły się nagle jakieś dwie głowy — jedna czarna, druga żółta — i jęły z wielką trudnością, cal po calu, wpychać się do wnętrza lepianki. Były to głowy dwóch psów — a miały wyraz tak zawstydzony i smętny, że w całym świecie próżno byś szukał czegoś im podobnego. Jednym z psów był Kotuko, drugim zaś wielki czarny przodownik. Oba wyglądały dobrze, były wypasione i jakoby już całkiem zdrowe na umyśle — tylko przypadek jakiś powiązał je z sobą w sposób zgoła osobliwy: Pamiętacie, że czarny przodownik zbiegł razem z uprzężą. Spotkawszy się z psem-Kotukiem, niewątpliwie wdał się z nim w bójkę, czy zabawę — wobec czego jego lejce zawikłały się w pleciony drut obroży Kotuka, tak iż jeden z psów nie mógł dostać się do rzemienia i rozgryźć go, gdyż ich karki stykały się bezpośrednio z sobą. Ta przygoda, wraz z niemożnością swobodnego polowania na własny rachunek, wyleczyła je niechybnie z obłędu. Oba psy były zdrowe jak ryby.
Dziewczyna przywlokła do Kotuka oba zawstydzone zwierzęta i zaśmiewając się do łez, zawołała:
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/189
Ta strona została skorygowana.