nie tyle wstawało, ile raczej ziewało sobie głośno przez sen — boć jasność ta trwała zaledwie przez parę minut. W każdym razie była to już zapowiedź nowego okresu w roku. Oni to czuli oboje — i byli spokojni o przyszłość.
Szukając psów, Kotuko znalazł je w zażartej bójce nad świeżo ubitą foką, która właśnie była ścigała ławicę ryb, gnaną wiatrem. Była to pierwsza z dwudziestu, czy trzydziestu fok, jakie w ciągu tego dnia wylądowały na wysepce, a zanim morze zamarzło z powrotem, już setki zuchwałych czarnych łbów foczych uwijały się po wolnych jeszcze od lodu płyciznach i mknęły w zawody z krą, bująjącą się po falującej toni.
Jakże miło było pożywiać się znowu foczą wątróbką, napełniać kaganki obficie tranem i przyglądać się płomieniowi, strzelającemu na trzy stopy w górę! Ale skoro morze pokryło się ponownie lodową skorupą, Kotuko i dziewczyna obarczyli saneczki ciężkim ładunkiem, zmuszając psy do niebywałej wprost harówki, bo niepokoili się na myśl o tym, co też dzieje się w wiosce. Wichura wciąż dawała się tęgo we znaki — ale oni nic sobie nie robili z wszelkich trudów — boć łatwiejszą jest rzeczą ciągnąć sanie, naładowane brzemieniem smacznego mięsiwa, niż polować o głodzie. Dwadzieścia pięć zabitych fok zagrzebali na wszelki wypadek w lodzie koło wybrzeża, po czym ruszyli pośpiesznie ku rodzinnemu osiedlu. Psy, dowiedziawszy się od Kotuka, jaka je czeka nagroda, same wskazywały im drogę, więc choć nie było żadnych drogowskazów, jednakże po dwóch dniach głośnym szczekaniem powitały wioskę. Tylko trzy psy im odpowiedziały — albowiem wszystkie inne już od dawna były zjedzone. W chatach panowała niemal zupełna ciemność, ale gdy Kotuko huknął:
— Ojo! (gotowane mięso!) — odpowiedziało mu kilka
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/191
Ta strona została skorygowana.