Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/199

Ta strona została skorygowana.

latków, Akeia jął im doradzać, by sprzymierzyły się w gromadę, wybrały sobie herszta i poddały się wilczemu prawu, jak przystało na członków wolnego plemienia.
Mowgli nie wtrącał się do tych spraw, boć — jak sam się wyraził — skosztował już kiedyś gorzkich owoców i wiedział, na jakim drzewie rosną. Atoli, gdy Phao, syn Phaony (którego ojcem był Szary Tropiciel z czasów naczelnictwa Akeli), wywalczył sobie wedle Praw Dżungli, pierwszeństwo w drużynie — gdy pod gwiaździstym niebem na nowo rozbrzmiewać poczęły stare hasła i śpiewy, Mowgliego skusiło wspomnienie — i jął przychodzić na Skałę Radną. Siadywał przy boku Akeli, powyż Phaona, a ilekroć raczył zabierać głos, cała drużyna w ciszy wielkiej słuchała, póki nie skończył mówić. Wróciły się czasy szczęśliwych łowów i snu szczęśliwego. Nikt obcy nie śmiał wdzierać się w obszary puszczańskie, należące do plemienia Mowgliego, jak teraz nazywano wilczą drużynę. Wilczki nabierały tuszy i siły, a na obrzęd oględzin przyprowadzano zawsze spory zastęp wilczątek. Mowgli zawsze brał udział w oględzinach. W żywej pamięci miał ową noc, gdy dzięki pewnej czarnej panterze pewne goluśkie bobo zostało człokiem wilczej gromady. Toteż przeciągłe wołanie:
— Przyjrzyjcie się, przyjrzyjcie się, o wilki! — budziło w jego sercu dreszcze dziwnych uczuć.
Resztę czasu spędzał daleko, w głębi dżungli — gdzie zaznawał coraz to nowych przyjemności, widoków, spostrzeżeń i wrażeń.
Pewnego wieczoru o zmierzchu, gdy biegł marudnie przez haszcze, wlokąc przeznaczoną dla Akeli połowę upolowanego kozła, a towarzysząca mu czwórka wilków kamratów poszturchiwała się wzajemnie i z uciechą przewracała się po trawie — nagle opodal rozległ się wrzask,