Ponieważ nikt jakoś nie zwracał się wprost do Hathiego z owym zapytaniem, przeto Mowgli po chwili namysłu zdobył się w końcu na odwagę i zawołał:
— Jakimże to przywilejem szczyci się Shere Khan? Powiedz nam, o Hathi!
Oba brzegi odkrzyknęły echem te słowa, boć wszystkie plemiona dżungli są niebywale ciekawe — a oto były świadkami czegoś takiego, czego nikt nie rozumiał... co najwyżej tylko jeden Baloo, który właśnie zamyślił się głęboko.
— Stare to dzieje — odrzekł Hathi — starsze, niźli sama dżungla. Uciszyć mi się tam na brzegach, to wam opowiem!
Dziki i bawoły szturchały się jeszcze i trykały przez dłuższą chwilę, ale już się w tę sprawę wmieszali przodownicy trzód, oznajmiając kolejno:
— Czekamy! Czekamy!
Hathi ruszył naprzód, stanął po kolana w wodzie przed samą Skałą Pokoju. Był chudy, pomarszczony, a kły dawno mu pożółkły — mimo to wyglądał istotnie na Władcę Dżungli, za jakiego go uważano.
— Wiadomo wam, moje dzieci — przemówił — że ze wszystkiego co żyje na ziemi, największym strachem przejmuje was Człowiek.
Szmer potakiwania był odpowiedzią na jego słowa.
— Ta opowieść ciebie dotyczy, Mały Bracie — rzekła półgębkiem do Mowgliego Bagheera.
— Mnie? — żachnął się Mowgli. — Należę przecie do wilczej drużyny... jestem myśliwcem Wolnego Plemienia! Cóż łączy mnie z ludźmi?
— Ale pewno nie wiecie, co jest przyczyną waszej bojaźni? — ciągnął dalej Hathi. — Oto jaka jest przyczyna.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/20
Ta strona została skorygowana.