Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/208

Ta strona została skorygowana.

póki dhole nie odejdą stąd lub nie wyginą, póty należę do Wolnego Plemiema!
— Do Wolnego Plemienia! — sarknął Kaa. — Powiedz raczej: wolnych złodziejasz-szków! Zaplątałeś się w węzeł ś-ś-śmierci gwoli pamięci zdechłych już wilków. Takich łowów nie możesz nazywać sz-sz-szczęśliwymi!
— Słowo się rzekło. Rzeka i drzewa są świadkami. Póki dhole nie wyginą, nie mogę słowa cofnąć.
— Isz-sz! — syknął pyton. — To zmienia zupełnie całą rzeczy postać! Myślałem, że będę mógł zabrać cię z sobą na trzęs-sawis-ska północne... Jednakże s-s-słowo... nawet słowo małego, bezwłosego nagus-ska-człeczyny... jest słowem... i powinno być ś-ś-święte! Otóż ja, Kaa, powiadam ci...
— Namyśl się dobrze, Płaskogłowy, byś i ty nie zaplątał się w węzeł śmierci. Nie potrzebuję twego słowa, boć wiem dobrze...
— Niechże i tak będzie! — zgodził się Kaa. — Nie będę dawał ci s-słowa... ale co zamierzasz zrobić, gdy nadejdą dhole?
— One muszą przepłynąć Waingungę. Przyszło mi na myśl, by zastąpić im drogę na płytkiej wodzie. Zębiska mej drużyny wspomogłyby siłę mego noża. Tak dżgając, szarpiąc i gryząc napastników, moglibyśmy zawrócić ich w dół rzeki, albo nieco ochłodzić im gardziele.
— Dhole nie zawracają z drogi, a ich gardziele goreją zawziętością — odpowiedział Kaa. — Gdy skończą się te łowy, nie będzie już ani człowieczątka, ani wilczątka... pozostaną jeno same suche kostki...
— Olala! Jest się czym martwić! Jak pomrzemy, to pomrzemy! Będą to łowy, jakich świat nie widział. Ale młody jest jeszcze mój żywot, bo niewiele pór deszczo-