Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/211

Ta strona została skorygowana.

celem nabrania oddechu. Tymczasem Kaa zakotwiczył się podwójnym skrętem dokoła podwodnej skały i stanął pośrodku rwącego i pędzącego nurtu, obejmując mocno Mowgliego oplotem swych pierścieni.
— Tu jest siedlisko śmierci! — rzekł Mowgli. — Po cóżeśmy tu przybyli?
— One śpią... — syknął Kaa. — Hathi nie zszedłby z drogi Pręgowanemu, atoli i Hathi i Pręgowany, gdyby się tu nawet znaleźli we dwójkę, musieliby zejść z drogi dholom... O dholach zasię opowiadają, że jakoby nie ustępują nikomu. Ale chciałbym wiedzieć, przed kim cofnęłoby się Małe Plemię Skalne!... Władco dżungli, powiedz mi teraz, kto jest władcą dżungli...
— One! właśnie one! — szepnął Mowgli. — Tu jest siedlisko śmierci! Oddalmy się stąd!
— Nie! Przypatrz się, one śpią. Wszystko tak, jak było... jak było wówczas, gdym jeszcze ledwie dosięgał długości twojego ramienia.
Popękane i zwietrzałe skały w pieninach Waingungi były z dawien dawna — bodaj, że od czasów powstania dżungli — siedzibą Małego Plemienia Skalnego, czyli skrzętnych, zajadłych, czarnych, dzikich pszczół indyjskich. Mowgli wiedział, że wszelkie ślady, ludzkie czy zwierzęce oddalone były co najmniej o pół mili od ich siedzib. Od wielu już stuleci Małe Plemię gnieździło się po skałach, a w ustawicznych rójkach przenosiło się kolejno od szczeliny do szczeliny, pstrząc białe skały wapienne smugami zwietrzałego miodu i lepiąc olbrzymie plastry w czarnej głębi pieczar, gdzie ich dosięgnąć nie mógł ani człek, ani zwierz, ani ogień, ani woda. Obie ściany wąwozu były na całej swej długości obwieszone jakby czarnymi, połyskliwymi kotarami. Mowgliemu słabo się zrobiło, gdy