im się przyjrzał dokładniej — były to bowiem ni mniej, ni więcej tylko miliony pszczół, śpiących w gęstej ciżbie jedna obok drugiej. Widać też było jakoweś płachty, girlandy i jakby spróchniałe pnie drzewne, przyćwiekowane niewidzialnym spojeniem do powierzchni opoki. Były to bądź plastry, pozostałe tu z lat dawnych, bądź nowe osiedla, budowane w cienistym zaciszu urwiska — tudzież zwały śmiecia, które stoczyły się w dół i utknęły wśród drzew i pnączy naskalnych. Czujne ucho chłopca kilkakrotnie rozpoznało szelest ciężkiego miodnego plastra, osuwającego się lub przewracającego kędyś w czarnych lochach kamiennych — potem zaś gniewny pobrzęk pszczelich skrzydeł i senne kapanie zmarnowanego miodu, co rozlewał się zwolna po całej barci, póki dzięki jakiejś bocznej szparze nie znalazł ujścia na zewnątrz i nie zaczął sączyć się ociężale po napotkanych badylach i gałązkach. Po jednej stronie rzeki widniał pod wantą skalną mały zdziar, szeroki na pięć stóp nieledwie, a zasypany grubym pokładem wszelakiego gruzu, nagromadzonego w ciągu wieków. Leżały tu martwe pszczoły i trutnie, różne odpadki i szczątki, zwietrzałe plastry, pokruszone skrzydła przybłędów chrząszczy i motyli, ugrzęzłych w mazi kuszącego miodu — wszystko to zaś przysłonięte warstwami drobnego, czarnego pyłu. Sama ostra woń tego śmietnika zdolna była napełnić przerażeniem każdą istotę bezskrzydłą, wiedzącą choćby ze słyszenia, czym było Małe Plemię.
Kaa runął znów w górę rzeki; w końcu dobił do wydmy piaszczystej u wnijścia wąwozu.
— Popatrz — rzekł — oto tegoroczne łupy myśliwskie.
Na wydmie leżały szkielety dwóch jelonków i bawołu. Przyjrzał się im Mowgli i stwierdził, że ani wilk, ani szakal nie tknął tej padliny; zniszczała wskutek naturalnego rozkładu.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/212
Ta strona została skorygowana.