Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/225

Ta strona została skorygowana.

żądło; — a wszak ciebie czekają jeszcze całonocne łowy! Posłuchaj, jak one wyją!
Tylne szeregi psiej zgrai — niemal połowa — spostrzegłszy od razu pułapkę, w jaką wpadli ich towarzysze, przeto wykonawszy bystry zwrot w bok, rzuciły się ku rzece, tam, gdzie wąwóz obrywał się nagle stromą, prostopadłą niemal krzesanicą. Ich wściekłe okrzyki oraz pogróżki, skierowane przeciwko „małpie łażącej po drzewach“, która ściągnęła na nich taką sromotę, mieszały się z wyciem i skowytem współbraci pokąsanych przez pszczoły. Pozostawanie na brzegu groziło śmiercią — z tego zdawał sobie dobrze sprawę każdy z dholów. Przeto cała gromada jęła bez namysłu skakać w wodę — i popłynęła z prądem aż hen ku skałom Łachy Pokoju. Atoli i tam nie dało im spokoju Małe Plemię — i kąśliwym natarciem zmusiło zwierzęta do niejednokrotnego chowania się pod wodę. O uszy Mowgliego odbijał się dyszący wściekłością głos kusego przodownika, zachęcającego towarzyszy, by trzymali się dzielnie i wymordowali wszystkie wilki w Seeonee. Ale chłopak nie tracił czasu na podsłuchach — tylko płynął uporczywie coraz dalej.
— Ktoś morduje nas podstępnie w ciemności! — warknął jeden z dholów. — Woda zbrukała się krwią!
To Mowgli popłynął był, jak wydra, nurkiem pod wodą, wciągnął jakiegoś dhola w głąb topieli, zanim ten zdążył szarpnąć się i pysk rozewrzeć. Za chwilę trup rudego zwierza wychynął z pluskiem na powierzchnię, a wokół Skały Rozejmu ukazały się na wodzie smugi ciemnej, kleistej cieczy. Przerażone dhole próbowały zawrócić z drogi, ale przemóc nie zdołały wartkiego i silnego prądu; zresztą pszczoły cięły je nadal zawzięcie po szyjach i uszach, na domiar zaś złego w gęstniejącym mroku rozlegało się co-