— Żyję, a zgładziłem wielu nieprzyjaciół.
— To dobrze! Ja... już umieram... a chciałbym... chciałbym umrzeć na twych rękach, Mały Bracie.
Mowgli wziął na kolana pokaleczoną straszliwie głowę starego wilka i zarzucił ramiona na jego poszarpaną szyję.
— O ileż to czasu upłynęło od owych dni, gdy żył Shere Khan i gdy małe goluśkie ludzkie szczeniątko tarzało się w piasku! — wykrztusił z siebie Akela..
— No, no, przecież jestem wilkiem! Jestem z tej samej sierści i skóry, co reszta Wolnego Plemienia! — obruszył się Mowgli, płacząc. — Ani mi się kiedy śniło być człowiekiem!
— Ale ty jesteś człowiekiem, Mały Bracie, przyhołubiony przeze mnie wilczaszku. Jesteś człowiekiem z krwi i kości! Gdyby nie to, nasza wilcza gromada pierzchłaby od razu przed natarciem rudych psów. Tobie zawdzięczam me życie, dziś zaś uratowałeś naszą gromadę tak, jak ongi uratowałem ciebie. Czy zapomniałeś? Teraz jużeśmy skwitowani. Nie masz co tu robić dłużej! Odejdź do swego plemienia, swych bliźnich. Raz jeszcze ci powiadam, o ty oczko moje, żeśmy już zakończyli łowy... Wracaj do swego plemienia!
— Nie pójdę tam nigdy. Będę polował w dżungli samopas, na własną rękę. Jużem ci raz to mówił.
— Po lecie przychodzi pora deszczowa, a po niej następuje wiosna. Odejdź, zanim będziesz zniewolony do odejścia!
— Któż mnie zmusi?
— Mowgli przymusi Mowgliego. Wracaj do swego plemienia. Wracaj do ludzi!
— Pójdę... gdy Mowgli wygna Mowgliego — odrzekł Mowgli.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/232
Ta strona została skorygowana.