czy oraz stłumione warczenie grzmotu. Rozhowor wiosny wzmagał się na chwilę, to cichł znowu; wszystko co żyło w kniei, dawało znać o sobie, przekrzykując się wzajem.
Wszystko — z wyjątkiem Mowgliego.
— Cóż to mi się stało? — rozmyślał. — Wszak pożywiałem się nieźle, nie brakło mi jadła i napoju! Gardło mi nie zaschło i nie skurczyło się, jak wtedy, gdym skosztował owego korzenia w sine kropki, który zdaniem żółwia Oo[1] nie zawierał w sobie trucizny. Ale w dołku mnie coś ściska, a bez najmniejszej po temu przyczyny odezwałem się bardzo niegrzecznie do Bagheery i do innych mieszkańców puszczy a moich ziomków. Na domiar złego robi mi się na przemian zimno i gorąco... to znów ani zimno, ani gorąco, tylko coś mnie tak złości... sam nie wiem co! Hu-hu! Nadszedł czas biegów! Dziś nocą przebiegnę cały ostęp. Tak jest, urządzę wiosenny wyścig ku północnym żuławom i z powrotem! Dość już długo, dość już długo wiodłem lada jakie łowy! Czwórka mych braci pójdzie za mną, bo tak obrosły sadłem, że wloką się powoli jak pędraki!
Jął hukać po lesie — ale żaden z czterech wilczków nie dał mu odpowiedzi. Przebywały bowiem daleko, kędy już nie sięgało wołanie, i wmieszawszy się w tłum wilków, śpiewały pieśni wiosenne — pieśń księżyca i pieśń sambhura — albowiem o wiośnie zwierzęta puszczańskie niemal nie czynią różnicy między dniem i nocą.
Mowgli zaszczekał donośnie, ale jedyną odpowiedzią było szydercze miauczenie cętkowanego żbika, uwijającego się wśród gałęzi w poszukiwaniu gniazd ptasich. Oburzyło to Mowgliego; drgnął gniewem i wysunął nóż z pochwy. Schował go jednakże zaraz, odął się, i choć nie mógł tu zwracać na siebie niczyjej uwagi, jednakże stąpał dum-
- ↑ Czyt. U.