Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/256

Ta strona została skorygowana.

tej kobiecie, która była dlań tak dobra i którą ocalił był z rąk ludzkiej hałastry.
Postarzała się i włosy miała już siwe, ale głos jej i oczy pozostały te same co dawniej. Wzniosła teraz te oczy w górę, wodząc nimi w zdumieniu i zakłopotaniu po barczystej postaci przybyłego, od rozrosłej piersi aż do głowy, co dotykała górnego węgara dźwierzy. Messua wyobrażała sobie zawsze — iście po kobiecemu — że jeżeli będzie jej danym oglądać Mowgliego, ujrzy go takim, jakim widziała niegdyś w chwili pożegnania.
— Mój synu! — wyjąkała potem z nowym jękiem i upadła mu do nóg. — Ależ to nie mój synaczek! Toć to jakowyś bożek leśny! Ohej!
Gdy tak stał w jaskrawym świetle kaganka, wysoki, krzepki i urodziwy, przytrojon jeno grzywą czarnych włosów, spływających mu na barki, migotliwym brzeszczotem, wiszącym mu u szyi, oraz wieńcem jaśminowym, zdobiącym mu głowę, mógł być snadnie wzięty za jakieś dzikie półbożę, o jakich mówią leśne legendy. Dziecko, leżące na tapczanie, zerwało się w półśnie i jęło płakać ze strachu. Messua odwróciła się, by je utulić. Mowgli wciąż stał nieporuszenie i cicho, przyglądając się stągwiom i garnkom, worom ze zbożem i innym sprzętom ludzkim, których wspomnienie odżyło w nim nagle tak wyraźnie.
— Chciałbyś co zjeść albo wypić? — wybełkotała nieśmiało Messua. — Wszystko, co haw widzisz, jest twoje. Dyć my tobie zawdzięczamy życie! Ale powiedz mi szczerze, prawdę wierutną: czyś ty jest ten, na któregom wołała Nathoo... czy też może jakiś bożek?
— Jestem Nathoo — odparł Mowgli. — Oddaliłem się bardzo od mych pieleszy. Ujrzałem światło i zaszedłem tutaj, aż pod tę chałupę. Nie wiedziałem, że ty tu mieszkasz.