Messua zaśmiała się i postawiła przed nim wieczerzę. Złożyło się na nią jedynie kilka placków z przaśnej mąki, upieczonych na dymiącym ogniu, odrobina ryżu i garstka kwaśnych owoców tamaryndy — wszelakoż można było o tym jako-tako wytrzymać aż do czasu, gdy Mowgli zdecydował się wyruszyć na wieczorne łowy. Woń rosy wśród trzęsawisk obudziła w nim głód i niepokój. Rwał się do ukończenia wiosennego biegu — atoli dzieciak uparł się, że chce siedzieć na jego ramionach, a Messua uważała za rzecz konieczną uczesać i przyprowadzić do porządku bujną, czarną czuprynę swego Nathoo. Czesała go i czesała, śpiewając przy tym niedorzeczne dziecięce piosenki, w których to nazywała Mowgliego swym synem, to znów prosiła go, by raczył jej malca obdarzyć cząstką swej władzy nad knieją.
Drzwi chaty były zamknięte — atoli w pewnej chwili Mowgli posłyszał dobrze sobie znany głos i obaczył, iż Messua otwarła szeroko usta w wielkim przerażeniu. Spod drzwi wysunęło się wielkie szare łapsko — a tuż poza drzwiami rozległ się stłumiony i potulny skowyt, znamionujący niepokój i trwogę.
— Wynosić mi się stąd natychmiast... i warować pokornie! Nie chcieliście przyjść, gdym was wołał!... — przemówił Mowgli językiem puszczy, nie odwracając nawet głowy.
Wielka szara łapa znikła natychmiast.
— Nie... nie przyprowadzaj... z sobą... z sobą... swych... swych... podwładnych! — jąkała się Messua. — Ja... ja... to jest my... żyliśwa w zgodzie z plemionami dżungli... zawdy ostawialiśwa je w spokoju...
— Toż właśnie chodzi o ten spokój — odpowiedział Mowgli, powstając. — Przypomnij sobie noc, spędzoną w drodze do Kanhiwary. Wówczas to całe gromady takich
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/260
Ta strona została skorygowana.