Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/59

Ta strona została skorygowana.

— Ale co będzie, Braciszku, jeżeli ludzie nie zechcą zostawić cię w spokoju? — zagadnął Akela, nadstawiając jedno ucho.
— Nas jest pięciu! — warknął Szary Brat, rozglądając się po towarzyszach, po czym kłapnął głośno zębami.
— My też możemy przyłączyć się do łowów! — rzekła pantera Bagheera i śmignęła z lekka ogonem, patrząc porozumiewawczo na Baloo. — Ale czemuż mamy sobie teraz zaprzątać głowy człowiekiem, Akelo?
— Owszem, jest powód — odpowiedział Wilk-Samotnik. — Gdy rozwiesiliśmy na skale skórę tego żółtego rozbójnika, pobiegłem przebytym już szlakiem w stronę wsi, zacierając kierunek śladów, zbaczając to w prawo, to w lewo, to wreszcie tarzając się po ziemi, by zbić ludzi z tropu, w razie, gdyby zamierzali nas ścigać. Gdy już tak splątałem tor naszego biegu, że sam nie potrafiłbym go rozeznać, nagle spośród drzew cichym lotem wyfrunął nietoperz Mang i zawisłszy tuż nad mą głową, oznajmił: „W wiosce, ludzkiej, skąd wygnano Szczenię Ludzkie, słychać pobrzęk i gwar donośny, niby w gnieździe szerszeni!“
— Widać, że wrzuciłem spory kamień do tego gniazda! — zaśmiał się Mowgli, który nieraz zabawiał się wrzucaniem dojrzałych owoców papawy do gniazd szerszeni, po czym, ma się rozumieć, drałował zawsze, co sił w nogach w stronę najbliższego jeziorka, gdzie żądliste owady nie mogły mu już nic zrobić.
— Zapytałem Manga, czy co widział. Odpowiedział mi, że Czerwone Kwiecie zakwitło u wrót wioski, a wokół niego zasiedli ludzie ze strzelbami. Otóż miałem sposobność przekonać się na własnej skórze — (to mówiąc, Akela przyjrzał się zastarzałym bliznom na bokach i grzbiecie) że strzelby ludziom nie służą do zabawy. A teraz wła-