Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/64

Ta strona została skorygowana.

umiał przemykać się jako cień niepostrzeżenie. Otoczyli starego wygę, jak stadko delfinów opasuje statek, pędzący całą siłą pary — i gawędzili przy tym niefrasobliwie, gdyż mowa wilcza zaczyna się poniżej skali głosów, uchwytnych dla niewprawnego ludzkiego ucha. Przeciwległym punktem tej skali jest gwizd nietoperza Manga, tak wysoki, że większość ludzi nie słyszy go wcale. Od tego tonu w górę rozpoczynają się wszelkie rozmowy ptaków i owadów.
— Hej, tu można się lepiej ubawić, niż na polowaniu! — rzekł Szary Brat, gdy Buldeo schylał się, oglądał bacznie ślady, sapał i mruczał coś gniewnie. — Ten człowiek wygląda jak warchlak, zbłąkany w kniei nad rzeką. Cóż on tak wygaduje pod nosem?
Mowgli jął tłumaczyć słowa ludzkie na język wilczy.
— On mówi, że chyba całe stada wilków hasały koło mnie... Mówi, że takiego śladu jeszcze nie widział nigdy w życiu... Mówi, że już się zmęczył...
— Wypocznie sobie, zanim natrafi na właściwy trop — rzekła chłodnym głosem Bagheera, prześlizgując się koło pnia i przyłączając się do tej gry w ciuciubabkę, w jaką zabawiały się wilczęta. — No, i cóż porabia ta chuda istota?
— Połyka dym, albo go wypuszcza ustami. Ludzie zawsze tak się zabawiają — odpowiedział Mowgli.
Czatownicy poczęli przyglądać się strzelcowi, który tymczasem nabił huqa[1] tytoniem, zapalił i począł z niej pykać. Zapamiętali sobie dobrze zapach tytoniu, by w razie czego móc rozpoznać Buldea nawet w najczarniejszych mrokach nocnych.

Niebawem pojawiła się na ścieżce gromadka węglarzy. Zatrzymali się, rzecz oczywista, by pogawędzić z Buldeo,

  1. Fajkę z chłodnicą.