Teraz nocni włóczędzy w gąszcz się kryją czym prędzej,
nie chcą skóry narażać i rogów;
teraz chyłkiem i milczkiem lampart z dzikiem i wilczkiem
powracają do jam i barłogów.
Już po roli, po łęgu idą woły w zaprzęgu:
do roboty je ludzie zaprzęgli!
Zorza — blada, nieśmiała — blaskiem krwawym już pała,
jako Kwiecie Czerwone wśród węgli.
Hej, kto żyw! w legowiska! Bo już słońce rozbłyska
ponad trawą szumiącą i bujną;
przez trzcin młodych łan gęsty ciągną szmery i chrzęsty,
jakby straż tam odprawiał ktoś czujną.
Blask nas razi, co dnieje — a więc, biegnąc przez knieję,
mrużym ślepia, by widzieć z daleka;
a na niebie złowieszczo dzikie kaczki gdzieś wrzeszczą:
„Dzień już nastał — czas władzy człowieka!“
Na ścieżynach już do cna wyschła rosa ta nocna,
ode której grzbiet cały nam wilgnął;
a tam, kędyśmy pili, pełno błota w tej chwili —
i do brzegów muł przywarł i przylgnął.
Ciemność, podła zdrajczyni, jawnym każdy ślad czyni,
kędy przeszły pazury lub szpony.
Więc słuchajcie wezwania: Czas już spocząć każdemu.
kto przestrzega Praw Dżungli zielonej!
Jednakowoż żaden przekład nie jest mocen oddać wrażenia, jakie pieśń ta wywiera, ani też przeraźliwie brzmiącej nuty szyderstwa, jaką czwórka wilków przesycała każde słowo, słysząc, jak gałęzie drzew trzeszczały pod ciężarem wdrapujących się na nie ludzi, i jak Buldeo mruczał coraz to inne modły i zaklęcia. Odśpiewawszy pieśń całą, wilczki pokładły się i zasnęły, albowiem — na równi z wszystkimi istotami, żyjącymi własnym przemysłem — miały usposobienie bardzo pedantyczne i wiedziały, że nie pracuje dobrze, kto się dobrze nie wyśpi.
Tymczasem Mowgli mknął przed siebie z szybkością dziewięciu mil na godzinę, radując się, iż po tylu miesiącach gnuśnego życia pomiędzy ludźmi nie utracił przecie gibkości i zwinności ciała. W głowie tętniła mu jedyna