Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/8

Ta strona została skorygowana.

— Gdy pożyjesz tak długo, jak ja, Mały Braciszku, przekonasz się ku wielkiej swej zgryzocie, że cała puszcza podlega jednemu Prawu. Nie wiem, jak ci się wówczas spodoba ten widok.
Tak mawiał Baloo — ale te słowa wchodziły jednym uchem, a wychodziły drugim, boć młokos, którego całą troską jest myśl o jedzeniu i spaniu, nie zwykł przejmować się niczym, chyba że mu już bieda całkiem otwarcie zajrzy w oczy. Nadszedł jednakże w końcu taki rok, kiedy sprawdziły się co do joty przepowiednie starego Baloo — i oto Mowgli obaczył, iż cała dżungla we wszystkim co czyni, trzyma się jednego prawa.
Zaczęło się od tego, że zimowe deszcze zawiodły niemal zupełnie, a jeżozwierz Ikki, spotkawszy się z Mowglim w bambusowych zaroślach, zwierzył się mu, iż dzikie yamsy[1] schną już do cna. Wiadomo powszechnie, że Ikki jest do śmieszności wybredny w jedzeniu i że bierze do pyska tylko rzeczy co najlepsze i najdojrzalsze. Roześmiał się więc Mowgli, słysząc jego zrzędzenie, i odburknął:
— A cóż mnie to może obchodzić?
— Na razie wolno ci drwić sobie z tego — odpowiedział Ikki, szeleszcząc kolcami oschle i nieprzyjemnie — ale zobaczymy, jaką minę będziesz miał niezadługo. A zresztą, gdy chodzi i o chwilę obecną... czy potrafiłbyś, Mały Bracie, dać nura w głęboką roztokę koło siedliska pszczół skalnych?

— Skądże znowu? Głupia woda kędyś sobie wyciekła, a ja nie pragnę rozbijać sobie głowy o kamienie na dnie! — odhuknął Mowgli, przekonany, że ma w tej głowie więcej oleju, niż pięciu razem wziętych mieszkańców puszczy.

  1. Yams (czyt. jemz) — jadalne narośle pewnych roślin tropikalnych.