Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/80

Ta strona została skorygowana.

i jej męża i wrzucić ich między Czerwone Kwiecie. Ho! ho! Będą się mieli z pyszna, gdy nie znajdą nic w pułapce!
— O nie! Posłuchaj! — miauknęła Bagheera. — Już krew we mnie ostygła, więc pozwól, że ja tam pójdę! Niewielu będzie śmiałków, którzy będą mieli ochotę wydalać się z domów, gdy mnie zobaczą! Toż mi nie pierwszyzna siedzieć w klatce... a nie przypuszczam, by chciano krępować mnie powrozami.
— No, urządź wszystko sprytnie! — roześmiał się Mowgli, bo i jemu przyszła ochota na podobne figle. Tymczasem pantera już wśliznęła się do izby.
— Brr! — rozległo się jej mruczenie. — To miejsce przesiąkło wonią człowieka, ale barłóg jest taki sam, na jakim wylegiwałem się w królewskim zwierzyńcu oodeyyporskim. Trzeba się trochę wyciągnąć! — (Do uszu Mowgliego doszedł chrzęst sznurów wiszącego łoża, prężących się pod ciężarem cielska pantery.) — Na wyłamaną kratę, która mnie wyzwoliła! Ludzie gotowi pomyśleć, że schwytali zdobycz nie lada! Chodź tu i usiądź przy mnie, Braciszku! Zaśpiewamy im we dwójkę nasze hasło: pomyślnych łowów!
— Nie! Powziąłem zgoła inną myśl. Ludzka gawiedź nie powinna wiedzieć, że maczam palce w tej całej sprawie. Poluj na własną rękę. Ja nie pragnę ich oglądać!
— Niechże tak będzie — rzekła Bagheera. — Oto oni nadchodzą.
Pogwarka pod drzewem figowym stawała się coraz głośniejsza — już z końca wsi poczęły dobiegać jej urywki. Naraz rozległy się ludzkie — choć raczej nieludzkie wrzaski oraz tętent kroków gromady. Pod wodzą strzelca Buldeo i bramina ciągnęła tłuszcza mężczyzn i kobiet, zbrojnych w pałki, kije bambusowe, sierpy i noże, wrzeszcząc w niebogłosy: