— Teraz już do białego ranka nie ruszą się z domów! — stwierdziła Bagheera spokojnie. — A my czym się zabawimy?
Nad wioską — zdawać by się mogło — zaległa trupia cisza, z jaką równać się może jedynie cisza poobiednej drzemki. Atoli, wytężywszy słuch, posłyszałbyś w każdej chacie głuchy łoskot skrzyń ze zbożem, które, celem zatarasowania drzwi, przesuwano po gliniastym klepisku. Słuszność miała Bagheera, mówiąc, że wieśniacy nie opuszczą domów do samego rana.
Mowgli siedział cicho, w zamyśleniu, a twarz posępniała mu coraz bardziej.
— No, i jakże się spisałam? — zagadnęła go Bagheera, łasząc mu się do kolan.
— Owszem, bardzo pięknie! Pilnuj ich teraz aż do rana, a ja zdrzemnę się trochę.
To rzekłszy, pobiegł w las, legł za skałą i zasnął. Przespał całą dobę — i jeszcze jedną nockę na przyczynek. Gdy się obudził, ujrzał przy sobie Bagheerę — tuż obok zaś, u nóg jego, leżał sarniuk, upolowany przed chwilą. Chłopak wydobył nóż myśliwski, wypatroszył i odarł ze skóry zwierzynę, najadł się, popił wodą — i ułożył się na brzuszku, podparłszy rękami podbródek. Bagheera wpatrywała się weń pytająco, po czym oznajmiła:
— Człowiek i jego żona doszli bez szwanku pod samą Kanhiwarę. Wieść o nich przysłała nam twoja matka za pośrednictwem Chila. Jeszcze przed połową owej nocy, gdyśmy ich wyswobodzili, udało się im dostać konia, więc pomknęli szybko. Nieźleśmy się sprawili, hę?
— Owszem, bardzo pięknie! — przyznał Mowgli.
— Ludzka zgraja dopiero dzisiaj w południe odważyła się wyjść ze swych nor wiejskich. Podjedli sobie, a potem co tchu umknęli z powrotem.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/82
Ta strona została skorygowana.