boskórne zwierzę, stające przed obliczem istoty nieulękłej. Trzej synale-drągale toczyli się, ramię przy ramieniu, tuż za swym tatą.
Na rzucone przez Hathiego pozdrowienie „szczęśliwych lowów“ Mowgli ledwie raczył podnieść głowę i nie odpowiedział nic, pozwalając olbrzymowi przez dłuższą chwilę kołysać się nieśmiało i przestępować z nogi na nogę. Kiedy na koniec przemówił, słowa jego zwracały się nie ku słoniom, lecz w stronę Bagheery:
— Opowiem ci historię, jaką usłyszałem z ust myśliwca, na którego urządziliście dziś obławę. Mówi ona o pewnym starym i mądrym słoniu, który wpadł w pastkę i natknąwszy się na ukryty w niej ostry kół, rozdarł sobie skórę od kostki w nodze aż niemal po sam obojczyk; śladem tej rany pozostała wielka biała blizna.
To rzekłszy, Mowgli skinął ręką, a gdy się Hathi odwrócił, na jego szarym boku ukazała się widoczna w księżycowym świetle długa, biała blizna, jakby wypalona rozżarzonym do czerwoności prętem żelaznym.
— Nadeszli ludzie, by wyciągnąć go z pułapki — ciągnął dalej Mowgli — on jednakże zerwał pęta (taki był z niego osiłek!) i zaszył się w knieję. Siedział tam, póki nie wylizał się z zadanej mu rany. Wówczas — w noc jedną — powrócił z nagła i z wściekłością wtargnął na pola, należące do obławników. A miał z sobą (jak sobie przypominam) trzech synów-olbrzymów. Wszystko to zdarzyło się przed wieloma, wieloma porami deszczowymi... hen, daleko stąd... wśród pól Bhurtpore’u. I jak to było, o Hathi, z tymi polami podczas następnych żniw?
— Ja wraz z trójką mych synów zabawiliśmy się w żeńców! — odparł Hathi.
— A jak to było z orką po tych żniwach? — spytał Mowgli.
Strona:Rudyard Kipling - Druga księga dżungli (tłum. Birkenmajer).djvu/85
Ta strona została skorygowana.