Jeden z flisaków, siedzący na burtnicy, odwrócił się, podniósł rękę i mruknął jakieś słowo, nie będące chyba błogosławieństwem. Zaskrzypiały rudła — i łodzie pomknęły przed siebie w gęstwę zmierzchu. Szeroka rzeka — typowo indyjska — podobna raczej do łańcucha jeziorek, niż do nurtu płynącej wody — była gładka jak zwierciadło — i jak zwierciadło odbijała środkiem swej toni płomienną pożogę niebios, natomiast bliżej brzegów i tuż pod nimi bryzgała miałkimi okruchami złota i szkarłatu. W porze słotnej zasilała się zdrojami małych poników, teraz jednak jedyną po nich pamiątką były suche jary, szczerzące się wysoko ponad poziomem wody. Na lewym brzegu, niemal tuż pod mostem kolejowym, rozłożyła się gromadka lepianek i szałasów o dachach słomianych; główna ulica tej wioski, rojąca się od bydła, wracającego do zagród, zbiegała prosto ku rzece, a kończyła się ghatem wioskowym — czyli czymś w rodzaju niezdarnie murowanej grobli, pod której osłoną mogli w wodzie brodzić ludzie, pragnący spłukać z siebie brud całodziennej pracy. Wioska nosiła nazwę Mugger-Ghatu.
Mrok szybko ogarniał pola ryżu, soczewicy i bawełny, leżące na obszarze niziny, nawadnianej corocznie wylewami rzeki; mgłą zasnuwały się ciche kępy rokiciny, wieńczące zakręt rzeki, oraz widniejące poza nimi bujne ostępy pastwisk. Papugi i wrony, które dotąd gwarzyły i swarzyły się przy wieczornym wodopoju, jęły odlatywać do gniazd swych w głębi lądu, mijając się z hordami „latających lisów“[1] wyruszających na żerowisko. Chmary ptactwa wodnego ciągnęły na spoczynek w gąszcz oczeretów, gęgając i pogwizdując. Były tam gęsi o krągłych głowach i czarnych grzbietach, kurki wodne, cyranki, krzy-
- ↑ Gatunek nietoperza.