nymi do połowy wodą deszczową. Pośrodku tarasu stały ruiny pawilonu z białego marmuru, wzniesionego dla zmarłych przed stu laty królowych. Sklepienie w kształcie kopuły runęło w połowie, zasypując korytarz podziemny, którym królowe zwykłe były przychodzić tułaj z pałacu. Ściany pawilonu składały się z płyt marmurowych z powycinanymi otworami; kunsztownie rzeźbione floresy, białe jak mleko, wysadzane były agatami[1], krwawnikami[1], jaspisami[1] i lazurowymi kamykami, a kiedy księżyc wychylił się z za góry, światło jego przez to kamienne przezrocze rzucało na podłogę cienie, podobne do haftów na czarnym aksamicie.
Pomimo znękania i głodu, Mowgli nie mógł wstrzymać się od śmiechu, gdy po dwadzieścia małp naraz jęło go przekonywać o swojej wielkości, rozumie, sile i dobroci, i o jego głupocie, której dowiódł, chcąc je opuścić.
— Jesteśmy wielkie, wolne, zdumiewające. Jesteśmy najbardziej zdumiewającym narodem w całej puszczy! Wszystkie to mówimy, a zatem musi to być prawdą! — wrzeszczały. — A ponieważ słyszysz nas po raz pierwszy i ponieważ możesz słowa nasze powtórzyć ludom puszczy, ażeby na przyszłość zwracały na nas uwagę, słuchaj przeto, a opowiemy ci o wszystkich naszych przymiotach.
Mowgli nic na to nie odpowiedział, więc kilkaset małp zgromadziło się na tarasie i słuchało mówców, którzy opiewali chwałę Bandar-Log’u,