Strona:Rudyard Kipling - Kaa na polowaniu.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

a ilekroć którykolwiek mówca milknął dla nabrania oddechu, wszystkie małpy wrzeszczały chórem:
— To prawda, jesteśmy wszystkie tego zdania.
Mowgli kiwał głową, mrużył ociężałe powieki, odpowiadał: tak, gdy się do niego zwracały z zapytaniem, ale cały ten hałas doprowadzał go do zawrotu głowy.
— Nic innego, tylko Tabaqui szakal musiał pokąsać wszystkie te stworzenia — mówił do siebie. — Niewątpliwie muszą być obłąkane. Czyż one nigdy nie śpią? A oto obłok posuwa się ku księżycowi. Gdyby się okazał dosyć ciemnym, możebym spróbował uciec. Ale cóż, jestem taki zmęczony...
Dwaj sprzymierzeńcy śledzili bieg tego samego obłoku z głębi napoły zasypanej fosy pod murem miejskim, Bagheera bowiem i Kaa, wiedząc, jak niebezpiecznym jest naród małp w tłumie, nie chcieli się narażać bez potrzeby. Małpy nie walczą inaczej, jak we sto przeciwko jednemu, i mało jest w puszczy stworzeń, któreby taką walkę podjąć mogły.
— Udam się na zachodnią stronę muru — szepnął Kaa — i stamtąd ruszę na nie niespodzianie, korzystając ze spadzistości gruntu. Na mnie nie poważą się rzucić, pomimo ich liczby, ale...
— Rozumiem — rzekła Bagheera. — Szkoda, że Baloo nie jest z nami. Trudno, trzeba robić, co można. Skoro tylko księżyc skryje się za tym obłokiem, pójdę na taras, gdzie odbywa się właśnie jakaś narada z powodu chłopca.