Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/109

Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, że nie znam więcej, jak dwie stare śpiewki, a wyście słyszeli już obie!
Jego wykręty przerwał Tom Platt, wyrzuciwszy znienacka melodję wielce żałośliwą, podobną do jęków wichury i trzeszczenia masztów. Disko, utkwiwszy wzrok w belki pułapu, rozpoczął nucić starą, prastarą śpiewkę; Tom Platt uwijał się ze swą skrzypką tuż koło niego, by choć zgrubsza uzgodnić słowa z melodją:

Jedzie od Nowego Jorku hen w szeroki świat
Stary Dreadnought — hyrny statek — choć już stary grat!
Chwalcie sobie Czarną Kulę i Jaskółkę śmigłą,
Lecz Dreadnought’a pudło stare wnetby je prześcigło!

Teraz Dreadnought wypoczywa koło rzecznych ujść,
By niebawem z holownikiem znów na morze pójść.
Lecz na głębi, zobaczycie, jak będzie szybować — —
(Chór):
Hej, to statek liverpoolski — Ty go, Boże, prowadź!
Teraz Dreadnought hen się wlecze wzdłuż Fondlandzkich Łach,
W wodzie cięgiem tam snadzizny, na dnie — szczery piach...
Małe rybki nadpływają, by mu się dziwować:
(Chór):
„Hej, to statek liverpoolski — Ty go, Boże prowadź!“

Było tych zwrotek na tuziny, gdyż śpiewak prowadził Dreadnought, mila za milą, od Liverpoolu do Nowego Jorku z taką świadomością rzeczy, jak gdyby znajdował się na pokładzie onego statku; dudniła mu do wtóru harmonja i piskoliły skrzypce. Z kolei Tom Platt coś tam nucił o „durnym, czupurnym M’Gin’ie, który chciał być retmanem.“ Potem zawołano na Harveya (któremu to bardzo pochlebiło), ażeby i on przy-