Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/11

Ta strona została skorygowana.

miljonera, Harvey Cheyne. Dwa fachy mają w ręku: żeglarski i rybacki, a jakby tego mało było, każdy w tej małej pływającej republice ma swoją własną specjalność, swój własny wydział; czarny „doktór“ jest tu ministrem spraw wewnętrznych, Tom Platt — wojskowych i zagranicznych czyli pozaokrętowych, Salters ministrem rolnictwa, zupełnie zresztą zbędnego na okręcie rybackim, którego załoga orze tylko toń wodną i nigdy nie widuje, „jak dojrzewa kłos“ pszeniczny... Długi Dżek z sznurową dyscypliną w ręku potrafi być szafarzem sprawiedliwości, sprawy zaś duchowne ma w swoich rękach — mimo że go do tego starają się niedopuścić towarzysze — nieszczęśliwy „Penn“, który nigdy nie może spamiętać własnego nazwiska. Gdyby poza tą sylwetką — śmiesznego i tragicznego jednocześnie — upośledzonego człowieka nie dał nam Kipling w „Kapitanach“ nic więcej, jużby ta powieść warta była czytania i trwałej pamięci. Jednakże Kipling nie byłby sobą, gdyby w powieści swej nie dodał równieśnika Kimowi, Mowgliemu i Mc. Turkowi — i nie uczynił go narówni z tamtymi przemiłym i wiecznie pomysłowym wisusem. Dan — bo o nim mówię — niema jeszcze na swej pieczy żadnych szczególnych spraw, prócz spraw osobistych, sercowych... Hattie S... Starszy nieco od niego „Portugalczyk“ też ma na sercu podobne sprawy — tylko że umie po portugalsku kręcić gitarę nie takim gąskom jak owa imienniczka łódki Danowej.
W pracy wytrwali i zawzięci, w pożyciu — pomimo różnych drobnych docinków i figlów — wzorowo zgodni