Obecnie — na We’re Here — był osobistością szanowaną i wywierającą wpływ na bieg zdarzeń. Miał miejsce za stołem i na pryczy — i mógł też zapewnić je sobie w długich gawędach w dnie burzliwe, gdy reszta towarzystwa zawsze gotowa była słuchać „czarodziejskich“ (jak je nazywano) baśni o jego życiu na lądzie. W ciągu niespełnia półtrzecia dnia zdawał już sobie sprawę, że gdyby zaczął opowiadać o sobie samym (o jakże odległe, dawno minione wydawały mu się teraz te czasy!) nie uwierzyłby mu nikt oprócz Dana — wszak nawet tegoż wiarę boleśnie musiał był okupić. Wobec tego wolał opowiadać o pewnym, wymyślonym przez siebie, przyjacielu — był to więc chłopak, niby to mu znany Ze słyszenia — który w Toledo (stan Ohio) jeździł w maluchnym powoziku, zaprzężonym w cztery kuce, rozporządzał naraz pięcioma garniturami ubrań i prowadził tak zwanych „kuzynów“[1] na zebrania towarzyskie, gdzie najstarsza panna nie miała więcej nad lat piętnaście... za to prezenty były tam ze szczerego srebra. Salters z niesmakiem wyrażał się, iż tego rodzaju opowieści są szalenie zdrożne, jeżeli nie bluźniercze; jednakowoż i on przysłuchiwał się im tak chciwie, jak reszta towarzyszy. Bądź co bądź pod wrażeniem krytycznych uwag słuchaczy zaczął się ostatecznie w Harveyu wyrabiać nowy pogląd na „kuzynów“, ubranie, papierosy o złoconych ustnikach, pier-
- ↑ W angielskim języku jest tu dwuznacznik: „germans“ (kuzynowie) i „Germans“ (Niemcy).