Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/140

Ta strona została przepisana.

zwykle bywa, pycha stała się przyczyną klęski. Właśnie płynęli pod wiatr, rozpiąwszy sztakżagiel — na szczęście, już stary; Harvey silnym zamachem wykręcił statek, chcąc pokazać Danowi, do jakiego stopnia opanował już sztukę sterowania. Fokżagiel z hukiem runął w morze, a gafla przednia przebiła i rozdarła sztakżagiel, który jednakże, zabezpieczony sztakiem, nie poszedł za tam tym do wody. W przerażającem milczeniu zrzucono tę awarję, a Harvey przez kilka dni następnych wszystkie godziny wolne spędzał pod bokiem Toma Platta, ucząc się, jak należy posługiwać się igłą, by wynagrodzić uczynioną szkodę. Dan z radości darł się wniebogłosy, powiadając, że sam też w swych latach młodszych nieraz palnął podobne głupstwo.
Zwyczajem chłopców, Harvey kolejno naśladował wszystkich mężczyzn, aż nakoniec przyswoił sobie jednocześnie wszystkie ich cechy charakterystyczne: umiał jak Disko garbić się nad sterem, kołysać się z rękoma wzwyż wzniesionemi jak Długi Dżek podczas wyciągania lin, wiosłować ruchem zatoczystym, niemniej jednak skutecznym, jak Manuel, i chodzić po pokładzie, jak Tom Platt, dostojnym krokiem mającym w sobie tradycję starego Ohio.
— Miło pozierać, jak on się do tego bierze! — mówił Długi Dżek w pewno skwarne południe, gdy Harvey był na mostku wyglądowym koło windy. — Założę się o mój part i moją płacę, że to dla niego kieby na połowę