Strona:Rudyard Kipling - Kapitanowie zuchy.djvu/146

Ta strona została przepisana.

zwodzą i straszą samotnych kopaczy gliny; o upiorach ludzi niepogrzebionych, które włóczą się i pietra ludziom napędzają na piaszczystych spychach; o skarbie zakopanym na Wyspie Ognistej, strzeżonym przez duchy bandy kapitana Kidda; o okrętach, które we mgle najechały wprost na zatopione miasto Truro; o owej przystani Maine, gdzie nikt, chyba cudzoziemiec, nie zapuściłby w jednem miejscu po dwakroć kotwicy ze względu na to, że pojawia się tam staroświeckiej budowy okręt z kotwicą zawieszoną u sztaby i przywozi gromadę umrzyków, które z piskiem — nie z krzykiem, ale z piskiem — rzucają się na duszę śmiałka, który zakłócił ich trupią ciszę...
Harvey wiedział doskonale, że wschodnie wybrzeże jego kraju, na południe od Mount Desert, było zamieszkane przeważnie przez ludzi, którzy latem sprowadzali się tam ze swą stadniną i zabawiali się w dworkach wiejskich, zaopatrzonych w twarde dębowe podłogi i wantyńskie portjery. To też, gdy słuchał koszałek-opałek o upiorach, brał go zrazu śmiech pusty, choć nie tak szczery, jakiby go ogarnął miesiąc temu w podobnej sytuacji. Skończyło się na tem, że zaczął siadywać w milczeniu i z dreszczem w duszy łowić każde słowo opowieści.
Tom Platt nigdy nie mógł się naopowiadać dosyta o tem, jak to pływał stary okręt Ohio dokoła Cape Horn w one dni pamiętnych zamieszek... Mówił i o flocie, co podczas wielkiej wojny została doszczętnie zni-